Polaków najlepiej uczyć przez rozrywkę - uważa Ilona Łepkowska, autorka "Na dobre i na złe" i "M jak miłość". Czego uczymy się z naszych telenowel?
Łebkowska nie myli się: właśnie przesycone dyskretnym dydaktyzmem seriale "Na dobre i na złe" czy "Klan", a nie któryś z czysto rozrywkowych tasiemców, są dziś najczęściej oglądanymi telenowelami. Pod tym względem polskie filmy wygrywają z produkcjami amerykańskimi i latynoskimi.
Postać sanitariusza Mareczka z "Na dobre i na złe" przekonuje, że recydywista może się stać porządnym człowiekiem. Ilona Łepkowska dostaje setki listów z podziękowaniami za wymyślenie postaci skruszonego kryminalisty. - Mareczek ma niezachwianą hierarchię wartości, rozróżnia dobro i zło, zależy mu na życiowej stabilizacji, a przede wszystkim nie pogodził się z rolą dewianta. Można go naśladować - mówi Jacek Kwieciński pracujący z więźniami w Zakładzie Karnym we Wronkach. Podkreśla, że niemal wszyscy jego podopieczni oglądają serial dzięki Mareczkowi. - On uosabia ich nadzieję "na dobre" - mówi Kwieciński.
Doktor Dialo próbuje wzbudzić sympatię tych, którzy nie mają zaufania do lekarzy o odmiennym kolorze skóry. Pracujący w Polsce lekarze z Afryki i Azji zgodnie przyznają, że przy pierwszym kontakcie ich pacjenci wydają się co najmniej zaskoczeni, a najczęściej bardzo nieufni. Doktor Asmaa Elmidaoui z Maroka i doktor Isa Traore z Mali potwierdzają, że stworzenie postaci sympatycznego czarnoskórego lekarza to wielka szansa dla "kolorowych" zatrudnionych w polskiej służbie zdrowia.
Badanie USG płodu wykonane między dwudziestym a dwudziestym drugim tygodniem ciąży, dzięki któremu w serialu udaje się uratować życie córki Burskich, jeszcze do niedawna nie było w Polsce regułą. Badania tego typu zalecano najczęściej kobietom powyżej trzydziestego piątego roku życia. - Moje pacjentki, niezależnie od wieku i stanu zdrowia, coraz częściej same pytają o taką możliwość - mówi doktor Krzysztof Kucharski z warszawskiego Instytutu Matki i Dziecka. Kucharski, który konsultował niektóre wątki serialu i pożyczał filmowcom sprzęt medyczny, twierdzi, że telenowele w nieoceniony sposób pomagają informować ludzi o metodach leczenia.
Wojciech Niżyński, pomysłodawca, scenarzysta i współproducent "Klanu", przyznaje, że składając projekt filmu w telewizji publicznej, świadomie połączył walor rozrywkowy z edukacyjnym. To dzięki postaci Władysława Lubicza Polacy dowiedzieli się, jakie są pierwsze objawy choroby Alzheimera. Doktor Tadeusz Parnowski, prezes Polskiej Fundacji Alzheimerowskiej, mówi, że w ostatnich trzech latach liczba starszych osób zgłaszających się do poradni psychiatrycznych i podejrzewających u siebie Alzheimera znacznie wzrosła. Według niego, dzięki nestorowi rodu Lubiczów ludzie w podeszłym wieku przestali się wstydzić chodzić do lekarza. To, że Polacy wiedzą więcej na temat choroby Alzheimera, mobilizuje lekarzy do szkoleń i większego zainteresowania problemami osób starszych. Niżyński z dumą wspomina, że dwa odcinki "Klanu" pokazano na kongresie alzheimerowskim jako przykład uświadamiania ludziom, jakie są objawy i skutki choroby. Z kolei aktor grający zarażonego HIV Daniela jest zapraszany na imprezy propagujące tolerancję wobec nosicieli wirusa i chorych na AIDS.
Serial "Plebania" pokazuje zgubne skutki alkoholizmu i piętnuje przestępczość. W "M jak miłość" hazard przedstawiono nie jako zły nawyk, ale chorobę, którą trzeba pokonać z pomocą psychoterapeuty. Polsatowskie "Samo życie" uświadamia Polakom mechanizmy finansowych oszustw, a także przekazuje informacje o tym, jak się zachować wobec chorego na AIDS. - Telenowele stają się kagankiem oświaty, lekiem, formą odreagowania społecznego zła - mówi Marek Miller, członek rady programowej Polsatu, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
W Polsce latynoskie telenowele z kretesem przegrały w konkurencji z rodzimymi serialami. Telewizja publiczna nie nadaje żadnego południowoamerakańskiego serialu, a podobne produkcje w stacjach komercyjnych pokazywane są w pasmach mniej atrakcyjnych niż polskie filmy. Sukces telenoweli w rodzaju "Niewolnicy Isaury" czy "Esmeraldy" wydaje się dziś mało prawdopodobny. Wspomnienie wzruszonych tłumów witających Isaurę, czyli Lucellę Santos, i Esmeraldę, czyli Leticię Calderon, może budzić uśmiech politowania. W ostatnich kilku latach polskim twórcom udało się połączyć uwielbiane przez widzów cechy latynoskiej telenoweli (wielkie namiętności, skomplikowane intrygi) z fabułą dobrze osadzoną w rodzimej rzeczywistości. W naszych serialach wnętrza są kolorowe, schludne i nowoczesne, losy bohaterów wystarczająco pogmatwane. Polacy wiedzą, że świat oglądany na ekranie jest nieco nierzeczywisty, ale w pełni utożsamiają się z pokazywanymi na uładzonym tle wątkami społecznymi, wziętymi wprost z ich życia. Lubią patrzeć na własne życie w ładnych kolorach i uwielbiają się sycić cudzymi problemami.
Barbara Prange-Barczyńska
Pełny tekst "Akademii telewizyjnej" w najnowszym, 1020 numerze tygodnika "Wprost", w kioskach od poniedziałku 10 czerwca.
Postać sanitariusza Mareczka z "Na dobre i na złe" przekonuje, że recydywista może się stać porządnym człowiekiem. Ilona Łepkowska dostaje setki listów z podziękowaniami za wymyślenie postaci skruszonego kryminalisty. - Mareczek ma niezachwianą hierarchię wartości, rozróżnia dobro i zło, zależy mu na życiowej stabilizacji, a przede wszystkim nie pogodził się z rolą dewianta. Można go naśladować - mówi Jacek Kwieciński pracujący z więźniami w Zakładzie Karnym we Wronkach. Podkreśla, że niemal wszyscy jego podopieczni oglądają serial dzięki Mareczkowi. - On uosabia ich nadzieję "na dobre" - mówi Kwieciński.
Doktor Dialo próbuje wzbudzić sympatię tych, którzy nie mają zaufania do lekarzy o odmiennym kolorze skóry. Pracujący w Polsce lekarze z Afryki i Azji zgodnie przyznają, że przy pierwszym kontakcie ich pacjenci wydają się co najmniej zaskoczeni, a najczęściej bardzo nieufni. Doktor Asmaa Elmidaoui z Maroka i doktor Isa Traore z Mali potwierdzają, że stworzenie postaci sympatycznego czarnoskórego lekarza to wielka szansa dla "kolorowych" zatrudnionych w polskiej służbie zdrowia.
Badanie USG płodu wykonane między dwudziestym a dwudziestym drugim tygodniem ciąży, dzięki któremu w serialu udaje się uratować życie córki Burskich, jeszcze do niedawna nie było w Polsce regułą. Badania tego typu zalecano najczęściej kobietom powyżej trzydziestego piątego roku życia. - Moje pacjentki, niezależnie od wieku i stanu zdrowia, coraz częściej same pytają o taką możliwość - mówi doktor Krzysztof Kucharski z warszawskiego Instytutu Matki i Dziecka. Kucharski, który konsultował niektóre wątki serialu i pożyczał filmowcom sprzęt medyczny, twierdzi, że telenowele w nieoceniony sposób pomagają informować ludzi o metodach leczenia.
Wojciech Niżyński, pomysłodawca, scenarzysta i współproducent "Klanu", przyznaje, że składając projekt filmu w telewizji publicznej, świadomie połączył walor rozrywkowy z edukacyjnym. To dzięki postaci Władysława Lubicza Polacy dowiedzieli się, jakie są pierwsze objawy choroby Alzheimera. Doktor Tadeusz Parnowski, prezes Polskiej Fundacji Alzheimerowskiej, mówi, że w ostatnich trzech latach liczba starszych osób zgłaszających się do poradni psychiatrycznych i podejrzewających u siebie Alzheimera znacznie wzrosła. Według niego, dzięki nestorowi rodu Lubiczów ludzie w podeszłym wieku przestali się wstydzić chodzić do lekarza. To, że Polacy wiedzą więcej na temat choroby Alzheimera, mobilizuje lekarzy do szkoleń i większego zainteresowania problemami osób starszych. Niżyński z dumą wspomina, że dwa odcinki "Klanu" pokazano na kongresie alzheimerowskim jako przykład uświadamiania ludziom, jakie są objawy i skutki choroby. Z kolei aktor grający zarażonego HIV Daniela jest zapraszany na imprezy propagujące tolerancję wobec nosicieli wirusa i chorych na AIDS.
Serial "Plebania" pokazuje zgubne skutki alkoholizmu i piętnuje przestępczość. W "M jak miłość" hazard przedstawiono nie jako zły nawyk, ale chorobę, którą trzeba pokonać z pomocą psychoterapeuty. Polsatowskie "Samo życie" uświadamia Polakom mechanizmy finansowych oszustw, a także przekazuje informacje o tym, jak się zachować wobec chorego na AIDS. - Telenowele stają się kagankiem oświaty, lekiem, formą odreagowania społecznego zła - mówi Marek Miller, członek rady programowej Polsatu, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
W Polsce latynoskie telenowele z kretesem przegrały w konkurencji z rodzimymi serialami. Telewizja publiczna nie nadaje żadnego południowoamerakańskiego serialu, a podobne produkcje w stacjach komercyjnych pokazywane są w pasmach mniej atrakcyjnych niż polskie filmy. Sukces telenoweli w rodzaju "Niewolnicy Isaury" czy "Esmeraldy" wydaje się dziś mało prawdopodobny. Wspomnienie wzruszonych tłumów witających Isaurę, czyli Lucellę Santos, i Esmeraldę, czyli Leticię Calderon, może budzić uśmiech politowania. W ostatnich kilku latach polskim twórcom udało się połączyć uwielbiane przez widzów cechy latynoskiej telenoweli (wielkie namiętności, skomplikowane intrygi) z fabułą dobrze osadzoną w rodzimej rzeczywistości. W naszych serialach wnętrza są kolorowe, schludne i nowoczesne, losy bohaterów wystarczająco pogmatwane. Polacy wiedzą, że świat oglądany na ekranie jest nieco nierzeczywisty, ale w pełni utożsamiają się z pokazywanymi na uładzonym tle wątkami społecznymi, wziętymi wprost z ich życia. Lubią patrzeć na własne życie w ładnych kolorach i uwielbiają się sycić cudzymi problemami.
Barbara Prange-Barczyńska
Pełny tekst "Akademii telewizyjnej" w najnowszym, 1020 numerze tygodnika "Wprost", w kioskach od poniedziałku 10 czerwca.