Kliniczna niesamodzielność

Kliniczna niesamodzielność

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szpitale kliniczne nie mogły decydować ani o sprawach kadrowych, ani o majątkowych. Zmiany nie sprzyjały także pacjentom - ocenia NIK w najnowszym raporcie.
Jako fikcję ocenia NIK samodzielność szpitali klinicznych. W czasie objętym kontrolą, tj. w latach 1999-2001, stan prawny szpitali klinicznych zmieniał się dwa razy. Pod koniec 1998 r. szpitale te oddłużono i oddzielono od akademii medycznych. Stały się one samodzielnymi zakładami opieki zdrowotnej podległymi ministrowi zdrowia.

Latem ubiegłego roku ponownie podporządkowano je akademiom medycznym. Zgodnie z założeniami reformy szpitale kliniczne miały m.in. same negocjować stawki za przeprowadzane badania i diagnostykę. Z raportu wynika jednak, że w 1999 r. tylko nieliczne uzyskały za te usługi zwrot kosztów. W znacznej części koszty badań i diagnostyki wykonywane na potrzeby akademii medycznych obciążały świadczenia zdrowotne lub powiększały straty szpitali. Akademie medyczne uważały, że na te świadczenia powinny otrzymywać dodatkowe dotacje z budżetu państwa.

Kontrola wykazała, że rektorzy akademii medycznych ograniczali samodzielność szpitali klinicznych także przez decydowanie o  obsadzaniu stanowisk dyrektorów i ordynatorów oddziałów. Każdy z  pracowników akademii był jednocześnie zatrudniony w szpitalu, choćby na 0,1 etatu.

Szpitale kliniczne nie zostały też wyposażone przez ministra zdrowa w  majątek trwały. Po usamodzielnieniu musiały więc zabiegać albo o  zdobycie albo o dzierżawę sprzętu.

W tej sytuacji zmiana formy prawnej szpitali klinicznych nie mogła wpłynąć też na poprawę ich sytuacji finansowej. Pomimo przejęcia przez Skarb Państwa zobowiązań, jakie zaciągnęły szpitale działając jako jednostki budżetowe (łącznie 312,7 mln zł) wielkość nowych zobowiązań wymagalnych, jakie szpitale te zaciągnęły do końca I półrocza 2001 r. wyniosła 257,7 mln zł.

Dostępność do wysokiej jakości świadczeń przez nie oferowanych była ograniczona przez kasy chorych. W 19 szpitalach kontrolerzy stwierdzili, że zapotrzebowanie na świadczenia przewyższało wielkość usług refundowanych przez kasy. W efekcie tworzyły się kolejki pacjentów oczekujących na przyjęcie do specjalisty; niektóre placówki nie prowadziły rejestrów oczekujących. Według NIK, stwarzało do możliwości korupcji. Na przykład w Szpitalu Okulistycznym w Warszawie czas oczekiwania na zabieg związany z leczeniem zaćmy wynosił ok. 20 miesięcy.

Zdarzało się także, że kasa chorych w ogóle nie kontraktowała świadczeń ze szpitalem klinicznym i wybierała prywatny zoz. Było tak np. w Poznaniu, kasa nie zawarła umowy na usługi genetyczne ze szpitalem, tylko z prywatny zakładem, którego szefem był kierownik katedry genetyki w tym właśnie szpitalu.

Niektóre szpitale udostępniały swoje pomieszczenia i aparaturę medyczną fundacjom tworzonym na ich terenie. Wówczas pacjent mógł uzyskać świadczenie szybciej, ale odpłatnie. Działalność fundacji na ogół nie była korzystna dla szpitali. Na przykład, warszawski szpital "Dzieciątka Jezus" do 2001 r. nie otrzymał od fundacji żadnej kwoty z jej dochodów w 1999 r.

em, pap