Na wniesienie kasacji od tego orzeczenia zdecydował się jednak Prokurator Generalny (może wnieść kasację od każdego prawomocnego orzeczenia sądu kończącego postępowanie). Jak powiedział przed Sądem Najwyższym prokurator reprezentujący PG, "sąd pierwszej instancji i prokurator zbagatelizowali zdarzenie". W kasacji PG zwrócono uwagę, że zgodnie z Kodeksem karnym postępowanie można warunkowo umorzyć, gdy m.in. wina i społeczna szkodliwość czynu nie są znaczne, zaś okoliczności jego popełnienia nie budzą wątpliwości. Tymczasem - podkreślała prokuratura w kasacji - w sprawie Józefa W. powinno być przeprowadzone postępowanie dowodowe, ponieważ z wyjaśnieniami oskarżonego sprzeczne były zeznania świadków i ekspertyzy weterynarzy. Józef W. twierdził, że strzelał do trzech agresywnych psów, które wbiegły na jego posesję i zaatakowały innego psa oraz ludzi, a także walczyły między sobą. Tymczasem jeden ze świadków nazwał całe zdarzenie egzekucją na zwierzętach, które zachowywały się spokojnie.
Sąd Najwyższy zgodził się z oceną zaprezentowaną w kasacji Prokuratora Generalnego i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia Sądowi Rejonowemu w Hrubieszowie. W ustnym uzasadnieniu wyroku SN podkreślił, że brak wyjaśnienia okoliczności sprawy nie pozwalał ocenić stopnia winy oskarżonego i społecznej szkodliwości czynu. Sędzia Andrzej Stępka, który był sprawozdawcą w tej sprawie, zwrócił uwagę, że hrubieszowskiemu sądowi "umknął duch ustawy o ochronie zwierząt", która stanowi, że zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą, a człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę.
Tymczasem sąd pierwszej instancji, warunkowo umarzając sprawę, podkreślił, że Józef W. zapłacił właścicielowi owczarków za straty wywołane zabiciem jednego zwierzęcia i kosztami leczenia dwóch pozostałych. - Nastąpiło uprzedmiotowienie zwierzęcia w sensie prawnym - podkreślił Stępka, zwracając uwagę, że skupienie się na pokryciu strat oznaczało sprowadzenie psa do poziomu rzeczy.
Józef W. ani jego pełnomocnik nie byli obecni na czwartkowej rozprawie.
zew, PAP