Polski Związek Piłki Nożnej od lat próbuje udowodnić, że polska drużyna piłkarska jest jeszcze coś warta. Bezskutecznie.
W ostatnich latach schemat zwykle jest taki sam: najpierw w ten lub inny sposób udaje się nam zakwalifikować do mistrzostw świata, albo mistrzostw Europy - po czym rozgrywamy trzy mecze grupowe i wracamy do domu. Już drugi mecz na każdej z imprez jest dla nas „meczem ostatniej szansy", a w trzecim pozostaje nam grać o honor. Podczas Euro 2012 PZPN nie będzie jednak grał o honor – bo ten stracił już dawno. Dla członków Związku to ostatnia szansa, aby utrzymać stołki, które ogrzewali sobie przez lata.
W wyniku losowania trafiliśmy do grupy, z której teoretycznie nie sposób nie wyjść. Pokonanie Greków, Czechów, a nawet Rosjan powinno znajdować się w zasięgu możliwości polskich piłkarzy, ale… Franciszek Smuda już zaczął tłumaczyć się z ewentualnych porażek. – Nie ma euforii – oceniał skład grupy A. Zasugerował tym samym, że wcale nie trafiliśmy do grupy marzeń. To znaczy, że trener śnił o grupie, w której byliby Anglicy? Może po cichu liczył na polskich lobbystów na Wyspach Brytyjskich? Mamy tam w końcu tylu hydraulików, inżynierów, budowlańców, a nawet lekarzy – ktoś z nich musi mieć przecież jakieś układy i mógłby nam załatwić zwycięstwo, albo chociaż remis… Trudno również uwierzyć, aby trener wolał mierzyć się z Niemcami. Nawet gdyby Miroslav Klose nagle poczuł się Polakiem, zwycięstwo biało-czerwonych byłoby mało prawdopodobne. Biorąc pod uwagę, że na boisko w 2012 roku nie wyjdą urodziwe sportsmenki, a (niespecjalnie urodziwi) piłkarze, na pobłażliwość Włochów i Hiszpanów też nie moglibyśmy raczej liczyć. Więc jeśli nie Rosja, Czechy i Grecy to kto panie trenerze?
Czas spojrzeć prawdzie w oczy: jesteśmy w najsłabszej grupie i wszystkie mecze gramy u siebie. Kibice nie wybaczą swojej drużynie kolejnych honorowych porażek, a już na pewno nie wybaczą ich PZPN-owi. Więcej ostatnich szans nie będzie.
W wyniku losowania trafiliśmy do grupy, z której teoretycznie nie sposób nie wyjść. Pokonanie Greków, Czechów, a nawet Rosjan powinno znajdować się w zasięgu możliwości polskich piłkarzy, ale… Franciszek Smuda już zaczął tłumaczyć się z ewentualnych porażek. – Nie ma euforii – oceniał skład grupy A. Zasugerował tym samym, że wcale nie trafiliśmy do grupy marzeń. To znaczy, że trener śnił o grupie, w której byliby Anglicy? Może po cichu liczył na polskich lobbystów na Wyspach Brytyjskich? Mamy tam w końcu tylu hydraulików, inżynierów, budowlańców, a nawet lekarzy – ktoś z nich musi mieć przecież jakieś układy i mógłby nam załatwić zwycięstwo, albo chociaż remis… Trudno również uwierzyć, aby trener wolał mierzyć się z Niemcami. Nawet gdyby Miroslav Klose nagle poczuł się Polakiem, zwycięstwo biało-czerwonych byłoby mało prawdopodobne. Biorąc pod uwagę, że na boisko w 2012 roku nie wyjdą urodziwe sportsmenki, a (niespecjalnie urodziwi) piłkarze, na pobłażliwość Włochów i Hiszpanów też nie moglibyśmy raczej liczyć. Więc jeśli nie Rosja, Czechy i Grecy to kto panie trenerze?
Czas spojrzeć prawdzie w oczy: jesteśmy w najsłabszej grupie i wszystkie mecze gramy u siebie. Kibice nie wybaczą swojej drużynie kolejnych honorowych porażek, a już na pewno nie wybaczą ich PZPN-owi. Więcej ostatnich szans nie będzie.