Przetarg na pałac zostanie ogłoszony w styczniu, a cena wywoławcza zostanie wyznaczona na poziomie 3 milionów zł. - Do przystąpienie do przetargu niezbędne będzie przedstawienie programu rekonstrukcji i renowacji uzgodnionego z wojewódzkim konserwatorem zabytków. To jest warunek konieczny - podkreślił Wysdak. Starostwo nie może narzucić przyszłemu właścicielowi sposobu zagospodarowania pałacu, ale chce mieć wpływ na przyszłe losy zabytku. - Chcemy wpleść w sam przetarg warunek, że obiekt musi być remontowany, żeby nie stał się dla nowego właściciela tylko lokatą kapitału. Chcemy, żeby w przypadku nie dotrzymania umowy można było mu odebrać pałac - zapowiedział przedstawiciel zarządu powiatu.
W pałacu ostatnio mieścił się Dom Dziecka. - W związku ze zmianą przepisów, które mówią, że w jednym domu dziecka może maksymalnie przebywać do 30 dzieci, ten obiekt jest na to zdecydowanie zbyt duży. Stąd przeniesienie dzieci do nowej siedziby, i decyzja o sprzedaży pałacu - wyjaśnił Wysdak. Według niego pałac jest w dobrym stanie: mury są suche, dach nie przecieka, a starostwo w okresie zimy dogrzewa obiekt, żeby nie dopuścić do przemarzania i zawilgocenia murów. W pałacu jest też całodobowa ochrona.
Pierwszą budowlą na miejscu dzisiejszego pałacu był zameczek myśliwski, który zbudowali książęta opolscy. Później zameczek przechodził z rąk do rąk aż do roku 1712 kiedy dobra turawskie nabył Martin Scholz von Loewenkron, który w 1730 roku rozpoczął budowę obecnego pałacu. Później Turawę przejęła pochodząca z Francji rodzina von Garnier. Stało się to po małżeństwie pomiędzy Anną Barbarą von Garnier, a Józefem von Loewenkron. W XIX w. Karl hrabia von Garnier przeprowadził gruntowną rozbudowę i remont pałacu. W 1937 roku rodzina przekazała pałac na sierociniec, a w 1949 zorganizowano tam Dom Dziecka w Turawie. W budynku do dziś zachowała się sala balowa ze złoconymi, rzeźbionymi, dębowymi drzwiami, neorenesansowy kredens, marmurowe kominki, barokowe szafy biblioteczne, złocone dekoracje ścian, dekoracyjne piece kaflowe, oraz stiuki w sali kredensowej.
PAP, arb