Policja poszukuje sprawcy fałszywego alarmu bombowego, który 28 stycznia poinformował pracowników szpitalu we Wrocławiu o podłożeniu bomby. W nocy z 28 na 29 stycznia ewakuowano ponad 300 pacjentów. Część z nich wróciła już do szpitala. Autorowi "żartu" o bombie za narażenie innych na utratę życia czy zdrowia grozi do 12 lat więzienia.
Dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu (WSS) prof. Wojciech Witkiewicz poinformował, że pacjenci sukcesywnie wracają do WSS z innych wrocławskich szpitali, do których zostali przewiezieni w nocy podczas ewakuacji. - Ewakuacja w sumie przebiegła bardzo sprawnie. Wywoziliśmy pacjentów autobusami, karetkami, a niektórych rodziny zabierały do domu. Szpital wraca do normalnej pracy - zapewnił profesor.
Witkiewicz wyjaśnił, że ewakuacja po pierwszym alarmie ok. godz. 16 zakończyła się o godz. 18 i wtedy ok. 100 pacjentów zostało wywiezionych do innych placówek medycznych autobusami. Niektórych pacjentów rodziny zabrały do domu. Do drugiej ewakuacji doszło po kolejnym telefonie o podłożeniu bomby około północy. Wtedy wywieziono ze szpitala ok. 250 pacjentów różnymi środkami transportu do innych szpitali.
Wojciech Wybraniec z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu podkreślił, że "policja o telefonie o podłożeniu bomby dowiedziała się ok. godz. 16". - Z ulicznej budki telefonicznej zadzwonił jakiś mężczyzna, który twierdził, że w szpitalu została podłożona bomba. Szpital został sprawdzony. Ok. północy po drugim alarmie doszło do ewakuacji pacjentów - tłumaczył.PAP, arb