Kobiety nałogowo kradną sobie mężów, kochanków i pracę. Walka między nimi przebiega znacznie ostrzej niż między mężczyznami.
Elżbieta I nienawidziła Marii Stuart i w końcu posłała ją na szafot. Znacznie więcej szczęścia miała pięć wieków później, zachowując życie, Margaret Thatcher, której nie cierpiała - zresztą z wzajemnością - Elżbieta II. Katarzyna II bezwzględnie eliminowała ze swego otoczenia kobiety, które wpadły w oko jej rozlicznym kochankom. Bona Sforza najprawdopodobniej otruła ukochaną swojego syna Zygmunta Augusta, Barbarę Radziwiłłównę. Katarzyna Medycejska - po śmierci swego męża Henryka II - odesłała do grobu Dianę de Poitiers, "wysoko postawioną dziwkę mojego jedynego mężczyzny" - jak mówiła.
Współczesne przykłady "trudno w męskim świecie wytłumaczalnej skrajnej awersji kobiet do kobiet" (za prof. Johnem Carino, psychoterapeutą z Chicago) można nad Wisłą - tylko spoglądając na scenę polityczną - mnożyć. Nie przepadają (lub nie przepadały) za sobą: Barbara Labuda, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, i Barbara Piwnik, była minister sprawiedliwości; Teresa Kamińska, szefowa doradców premiera Jerzego Buzka, i Ewa Lewicka, wiceminister pracy w tym samym rządzie; Krystyna Łybacka, minister edukacji, szefowa SLD w Wielkopolsce, i Sylwia Pusz, poseł SLD; Zyta Gilowska, poseł PO, i Elżbieta Kruk z PiS; Halina Nowina-Konopka, posłanka LPR, i Izabella Sierakowska, posłanka SLD.
- Starcie dwóch silnych kobiecych osobowości może nawet na krótko odcisnąć piętno na losach globu, ale świat drugiej połowy XXI wieku zdominowany przez wyzwolone, przebojowe kobiety? To niemożliwe, kobiety na to nie pozwolą - zaśmiewa się dr Peter Mayer, seksuolog z Hamburga, autor książki "Kobieta kontra kobieta".
Wszechwładza plemników
- Kobieca agresja, niegdyś tłumiona, coraz częściej jest przejawiana wprost. Kobiety mówią bez ogródek o metodach, jakie stosują, by wyeliminować rywalkę w walce o awans albo ukraść jej mężczyznę - twierdzi Zofia Milska-Wrzosińska, psycholog z Laboratorium Psychoedukacji. Deborah Blum, autorka książki "Mózg i płeć. O biologicznych różnicach między kobietami i mężczyznami", laureatka nagrody Pulitzera, zastanawia się, z czego wynika wzajemna agresja kobiet, jakie są korzenie patriarchatu i dochodzi do wniosku, że tkwią one w biologii i imperatywie rozrodczości, a ludzka struktura społeczna przypomina społeczność szczurów i szympansów: w każdej z nich dominują samce. Ich działaniami w największym stopniu kieruje wspomniany imperatyw rozrodczości, któremu podporządkowują wszystkie swe poczynania, "nawet w cywilizowanym świecie białych kołnierzyków". To on motywuje ich do zdobywania władzy, choćby z narażeniem życia, bo stwarza większe szanse pomnażania własnych genów. W tym celu samiec jest gotowy się sprzymierzyć nawet z największym wrogiem.
"Zupełnie inaczej postępowały i wciąż jeszcze postępują kobiety spętane obowiązkami macierzyństwa" - zauważa Laurie Rudman z University of Minnesota w Minneapolis. "Gdy mężczyźni zdobywali pożywienie dla rodziny czy wyruszali na wojny, pozbawiane nadzoru przywódcy stada samice z gatunku homo sapiens zaczynały sobie skakać do oczu. To prageneza kłótliwości kobiet. Czy to nie same kobiety przeszkadzają w awansie innym kobietom?" - pyta Rudman.
Kobiety dyskryminują kobiety
- Kobiety są bardzo niesolidarne i prawie nigdy nie bronią się nawzajem przed atakami mężczyzn - twierdzi Katarzyna Korpolewska, psycholog, właścicielka firmy doradztwa personalnego Profesja Consulting. Jej opinię potwierdzają statystyki. Victoria Burbank, antropolog z University of California, przebadała 1370 kobiet z całej Ameryki, reprezentujących najróżniejsze profesje. 91 proc. skarżyło się, że największe szykany spotkały je ze strony innych kobiet. Zaledwie 17 proc. Polek (badania CBOS) chciałoby ściśle współpracować z kobietami, a aż 30 proc. naszych rodaczek uważa za nie do przyjęcia uznanie zwierzchności innej kobiety (podobnie myśli 42 proc. Francuzek).
- W pewnym warszawskim banku przełożona regularnie faworyzowała mężczyzn, aby udowodnić podległym jej kobietom, że są słabymi pracownicami. Mimo że mężczyźni nie mieli wyższych kwalifikacji ani nie osiągali lepszych wyników w pracy, szefowa ich wyróżniała - opowiada Katarzyna Korpolewska. Zdaniem Phyllis Chessler, mężczyźni znacznie sprawniej funkcjonują na gruncie zawodowym, ponieważ łatwiej oddzielają sprawy osobiste od profesjonalnych. Kobietom brak dystansu, bo we wszystkich obszarach życia powielają schemat powiązań rodzinnych. "Gdy kobieta poznaje kobietę, myśli: to będzie moja najlepsza przyjaciółka, matka chrzestna, której nigdy nie miałam - twierdzi Chessler. - Kiedy okazuje się to niemożliwe, wybranka zamienia się w mityczną złą teściową, krnąbrną córkę".
Męski gen odpowiedzialności
Niemiecki badacz Eckhard Voland z Uniwersytetu w Giessen wysunął tezę, że niechęć teściowych do synowych ma wytłumaczenie genetyczne. Zdaniem naukowca, teściowe mogą podejrzewać, że dziecko synowej jest bękartem. Ta niepewność powoduje podświadomą niechęć do nowej córki. To teoria z gatunku dość egzotycznych. Bardziej chyba przekonująco brzmi konstatacja prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, seksuologa: - Od kiedy mężczyzna stracił patriarchalną pozycję, kobiety straciły "wspólnego wroga". Coraz więcej kobiet robi karierę, a na tym polu każdy jest rywalem. Nie występują jednak przeciwko mężczyznom, bo ich reakcja mogłaby być stanowcza i ostra. Wolą uderzyć w inne kobiety, bo wiedzą, jak je ranić. - Problemem jest nasza kultura i cywilizacja - mówi Kazimiera Szczuka. - Jest wiele dziedzin, dzięki którym mężczyźni mogą trenować solidarność, grę zespołową. Kobiety najczęściej nie mają życiowych doświadczeń bycia w kolektywie. Często nie myślimy o tym, że same możemy przejąć rolę liderki. Nie mogąc mieć władzy, negatywnie oceniamy te, które tę władzę posiadły, bo im zazdrościmy. Tłumimy energię, żeby w końcu skierować ją przeciwko sobie lub innej kobiecie, bo tylko ta metoda "wypuszczenia" jej nie pozbawia nas kobiecości w oczach otoczenia - uważa Szczuka.
A któż zabrania dziś kobietom wstępowania do armii, któż zabrania im "trenować solidarność"? Może problem "równoupośledzenia kobiet" i ich agresji wobec siebie tkwi gdzie indziej? Mężczyźni odziedziczyli po praojcach gen odpowiedzialności: za los swój i swej rodziny. Rynek narzucił im współpracę. Ten sam rynek - jak się wydaje - podzielił kobiety. Dlatego zapewne rację ma Phyllis Chessler, odżegnująca się dziś od feminizmu, twierdząc: "Kobiety są już na tyle silne, by nie tylko przyznać się do rasizmu, nieprzychylności i homofobii, ale przede wszystkim do seksizmu. Nowa fala feminizmu powinna uznać fakt, że nie jesteśmy moralnie lepsze od mężczyzn. Mało tego, wspólnie z nimi musimy się zmierzyć z wyzwaniami współczesności".
Karolina Biela
Marek Zieleniewski
Pełny tekst pt "Kobieta największym wrogiem kobiety" w najnowszym, 1037 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 7 października.
W numerze także: Wprost i Polsat: Pedofile w białych kołnierzykach (Czy w pedofilską aferę zamieszany jest pan X z telewizji? Czy nazwisko reżysera Y rzeczywiście pojawia się wśród klientów pedofilów? Czy na filmach skonfiskowanych przez policję naprawdę można rozpoznać twarz adwokata Z?)
Młotek na jubilera ("Wprost" & "Focus" na tropie "bandy młotkowców" (Hammerbande) - polskiej szajki złodziei okradających w niemieckich jubilerów...)
Akademia bezrobotnych (Polskie uczelnie kształcą na potrzeby nie istniejącego od lat społeczeństwa przemysłowego Jesteśmy świetnie wykształceni, a rynek nas nie chce...)
Współczesne przykłady "trudno w męskim świecie wytłumaczalnej skrajnej awersji kobiet do kobiet" (za prof. Johnem Carino, psychoterapeutą z Chicago) można nad Wisłą - tylko spoglądając na scenę polityczną - mnożyć. Nie przepadają (lub nie przepadały) za sobą: Barbara Labuda, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, i Barbara Piwnik, była minister sprawiedliwości; Teresa Kamińska, szefowa doradców premiera Jerzego Buzka, i Ewa Lewicka, wiceminister pracy w tym samym rządzie; Krystyna Łybacka, minister edukacji, szefowa SLD w Wielkopolsce, i Sylwia Pusz, poseł SLD; Zyta Gilowska, poseł PO, i Elżbieta Kruk z PiS; Halina Nowina-Konopka, posłanka LPR, i Izabella Sierakowska, posłanka SLD.
- Starcie dwóch silnych kobiecych osobowości może nawet na krótko odcisnąć piętno na losach globu, ale świat drugiej połowy XXI wieku zdominowany przez wyzwolone, przebojowe kobiety? To niemożliwe, kobiety na to nie pozwolą - zaśmiewa się dr Peter Mayer, seksuolog z Hamburga, autor książki "Kobieta kontra kobieta".
Wszechwładza plemników
- Kobieca agresja, niegdyś tłumiona, coraz częściej jest przejawiana wprost. Kobiety mówią bez ogródek o metodach, jakie stosują, by wyeliminować rywalkę w walce o awans albo ukraść jej mężczyznę - twierdzi Zofia Milska-Wrzosińska, psycholog z Laboratorium Psychoedukacji. Deborah Blum, autorka książki "Mózg i płeć. O biologicznych różnicach między kobietami i mężczyznami", laureatka nagrody Pulitzera, zastanawia się, z czego wynika wzajemna agresja kobiet, jakie są korzenie patriarchatu i dochodzi do wniosku, że tkwią one w biologii i imperatywie rozrodczości, a ludzka struktura społeczna przypomina społeczność szczurów i szympansów: w każdej z nich dominują samce. Ich działaniami w największym stopniu kieruje wspomniany imperatyw rozrodczości, któremu podporządkowują wszystkie swe poczynania, "nawet w cywilizowanym świecie białych kołnierzyków". To on motywuje ich do zdobywania władzy, choćby z narażeniem życia, bo stwarza większe szanse pomnażania własnych genów. W tym celu samiec jest gotowy się sprzymierzyć nawet z największym wrogiem.
"Zupełnie inaczej postępowały i wciąż jeszcze postępują kobiety spętane obowiązkami macierzyństwa" - zauważa Laurie Rudman z University of Minnesota w Minneapolis. "Gdy mężczyźni zdobywali pożywienie dla rodziny czy wyruszali na wojny, pozbawiane nadzoru przywódcy stada samice z gatunku homo sapiens zaczynały sobie skakać do oczu. To prageneza kłótliwości kobiet. Czy to nie same kobiety przeszkadzają w awansie innym kobietom?" - pyta Rudman.
Kobiety dyskryminują kobiety
- Kobiety są bardzo niesolidarne i prawie nigdy nie bronią się nawzajem przed atakami mężczyzn - twierdzi Katarzyna Korpolewska, psycholog, właścicielka firmy doradztwa personalnego Profesja Consulting. Jej opinię potwierdzają statystyki. Victoria Burbank, antropolog z University of California, przebadała 1370 kobiet z całej Ameryki, reprezentujących najróżniejsze profesje. 91 proc. skarżyło się, że największe szykany spotkały je ze strony innych kobiet. Zaledwie 17 proc. Polek (badania CBOS) chciałoby ściśle współpracować z kobietami, a aż 30 proc. naszych rodaczek uważa za nie do przyjęcia uznanie zwierzchności innej kobiety (podobnie myśli 42 proc. Francuzek).
- W pewnym warszawskim banku przełożona regularnie faworyzowała mężczyzn, aby udowodnić podległym jej kobietom, że są słabymi pracownicami. Mimo że mężczyźni nie mieli wyższych kwalifikacji ani nie osiągali lepszych wyników w pracy, szefowa ich wyróżniała - opowiada Katarzyna Korpolewska. Zdaniem Phyllis Chessler, mężczyźni znacznie sprawniej funkcjonują na gruncie zawodowym, ponieważ łatwiej oddzielają sprawy osobiste od profesjonalnych. Kobietom brak dystansu, bo we wszystkich obszarach życia powielają schemat powiązań rodzinnych. "Gdy kobieta poznaje kobietę, myśli: to będzie moja najlepsza przyjaciółka, matka chrzestna, której nigdy nie miałam - twierdzi Chessler. - Kiedy okazuje się to niemożliwe, wybranka zamienia się w mityczną złą teściową, krnąbrną córkę".
Męski gen odpowiedzialności
Niemiecki badacz Eckhard Voland z Uniwersytetu w Giessen wysunął tezę, że niechęć teściowych do synowych ma wytłumaczenie genetyczne. Zdaniem naukowca, teściowe mogą podejrzewać, że dziecko synowej jest bękartem. Ta niepewność powoduje podświadomą niechęć do nowej córki. To teoria z gatunku dość egzotycznych. Bardziej chyba przekonująco brzmi konstatacja prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, seksuologa: - Od kiedy mężczyzna stracił patriarchalną pozycję, kobiety straciły "wspólnego wroga". Coraz więcej kobiet robi karierę, a na tym polu każdy jest rywalem. Nie występują jednak przeciwko mężczyznom, bo ich reakcja mogłaby być stanowcza i ostra. Wolą uderzyć w inne kobiety, bo wiedzą, jak je ranić. - Problemem jest nasza kultura i cywilizacja - mówi Kazimiera Szczuka. - Jest wiele dziedzin, dzięki którym mężczyźni mogą trenować solidarność, grę zespołową. Kobiety najczęściej nie mają życiowych doświadczeń bycia w kolektywie. Często nie myślimy o tym, że same możemy przejąć rolę liderki. Nie mogąc mieć władzy, negatywnie oceniamy te, które tę władzę posiadły, bo im zazdrościmy. Tłumimy energię, żeby w końcu skierować ją przeciwko sobie lub innej kobiecie, bo tylko ta metoda "wypuszczenia" jej nie pozbawia nas kobiecości w oczach otoczenia - uważa Szczuka.
A któż zabrania dziś kobietom wstępowania do armii, któż zabrania im "trenować solidarność"? Może problem "równoupośledzenia kobiet" i ich agresji wobec siebie tkwi gdzie indziej? Mężczyźni odziedziczyli po praojcach gen odpowiedzialności: za los swój i swej rodziny. Rynek narzucił im współpracę. Ten sam rynek - jak się wydaje - podzielił kobiety. Dlatego zapewne rację ma Phyllis Chessler, odżegnująca się dziś od feminizmu, twierdząc: "Kobiety są już na tyle silne, by nie tylko przyznać się do rasizmu, nieprzychylności i homofobii, ale przede wszystkim do seksizmu. Nowa fala feminizmu powinna uznać fakt, że nie jesteśmy moralnie lepsze od mężczyzn. Mało tego, wspólnie z nimi musimy się zmierzyć z wyzwaniami współczesności".
Karolina Biela
Marek Zieleniewski
Pełny tekst pt "Kobieta największym wrogiem kobiety" w najnowszym, 1037 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 7 października.
W numerze także: Wprost i Polsat: Pedofile w białych kołnierzykach (Czy w pedofilską aferę zamieszany jest pan X z telewizji? Czy nazwisko reżysera Y rzeczywiście pojawia się wśród klientów pedofilów? Czy na filmach skonfiskowanych przez policję naprawdę można rozpoznać twarz adwokata Z?)
Młotek na jubilera ("Wprost" & "Focus" na tropie "bandy młotkowców" (Hammerbande) - polskiej szajki złodziei okradających w niemieckich jubilerów...)
Akademia bezrobotnych (Polskie uczelnie kształcą na potrzeby nie istniejącego od lat społeczeństwa przemysłowego Jesteśmy świetnie wykształceni, a rynek nas nie chce...)