Na 10., ostatnim piętrze bloku przy ul. Piłsudskiego 10 marca po godz. 14 paliły się kuchnia i pokój. Strażacy - łącznie dziewięć jednostek - gasili pożar z dwóch stron: od strony klatki schodowej oraz z zewnątrz, z drabiny. Ze względu na intensywność ognia musieli użyć dużej ilości wody. Po ugaszeniu pożaru w mieszkaniu znaleźli zwłoki 60-letniego mężczyzny.
Po zbadaniu budynku przez specjalistów okazało się, że wskutek pożaru i akcji poważniej uszkodzonych zostało sześć mieszkań. Lokatorzy pozostałych mogli wrócić do siebie jeszcze wieczorem. Jak poinformował rzecznik dąbrowskiego magistratu Bartosz Matylewicz, w nocy z zapewnionego przez władze miasta miejsca w tamtejszym domu pomocy oraz pomocy psychologicznej skorzystała tylko wdowa po ofierze. Miasto po pożarze zapewniło ciepłą kolację i ok. 150 miejsc noclegowych. Zdecydowana większość mieszkańców spała jednak u siebie, tylko lokatorzy kilku zalanych podczas akcji mieszkań nocowali u rodziny. W budynku już w 10 marca wieczorem przywrócono część mediów, w 11 marca po południu trwało jeszcze sprawdzanie szczelności instalacji gazowej.
Jak poinformował podczas przedpołudniowego spotkania z lokatorami prezydent miasta Zbigniew Podraza, już wtedy do zalanych mieszkań przywieziono dwa pozostające w dyspozycji miejskich służb kryzysowych osuszacze, dwa kolejne miały jeszcze zostać włączone do akcji. Niezależnie od tego władze miasta były w kontakcie z firmą zajmującą się osuszaniem pomieszczeń.
Według Matylewicza, 12 marca nad szacunkami strat i dalszymi krokami zmierzającymi do naprawy zniszczeń mają zacząć pracować przedstawiciele ubezpieczyciela budynku i zarządzającej nim spółdzielni „Lokator". Potrzebującym mają pomagać miejscy pracownicy społeczni, pracownicy spółdzielni będą czekać na zgłoszenia szkód. Poszkodowani mają też mieć do dyspozycji porady prawne miejscowego ośrodka interwencji kryzysowej.
ja, PAP