Poślizgnął się więc... musieli amputować mu nogę

Poślizgnął się więc... musieli amputować mu nogę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed krakowskim sądem rozpoczął się proces dwóch lekarzy, oskarżonych o popełnienie błędów lekarskich i nieumyślne doprowadzenie do amputacji nogi pacjenta. Lekarze nie przyznają się do zarzutów.
Sprawa dotyczy wypadku z 2007 roku. Przechodzień przewrócił się na  oblodzonym chodniku i trafił do szpitala im. Rydygiera w Nowej Hucie. Tam - zdaniem prokuratury - opóźniono termin operacji i popełniono błędy w trakcie jej przeprowadzenia. W rezultacie doszło do martwicy i  konieczna była amputacja nogi.

Błędy i zaniedbania?

Prokuratura oskarżyła dwóch lekarzy o nieumyślne narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, mimo że taką możliwość przewidywali lub mogli przewidzieć. Błąd lekarza dyżurnego Jacka G. polegał - zdaniem prokuratury - na  tym, że zrezygnował z przeprowadzenia koniecznego zabiegu operacyjnego, który powinien być dokonany w dniu przyjęcia do szpitala lub w krótkim czasie od przyjęcia pacjenta. Tymczasem operacja została wykonana trzy tygodnie później.

Błąd lekarza operującego Daniela P. polegał z kolei - według aktu oskarżenia - na nieprawidłowym założeniu śruby do zespolenia kości. Akt oskarżenia oparto na opinii biegłych i dwóch opiniach uzupełniających. Obaj lekarze nie przyznali się do winy i złożyli wyjaśnienia. Z tego powodu prokuratura wystąpiła o opinie uzupełniające.

Nie operowali bo był pijany

Przed sądem Jacek G. wyjaśnił, iż pacjent z otwartym wieloodłamowym złamaniem prawego podudzia trafił na jego sobotni dyżur 17 listopada 2007 roku. Zaopatrzył mu ranę i nie operował go, ponieważ pacjent cierpiał na inne choroby, zażywał lekarstwa przeciwkrzepliwe oraz  znajdował się pod wpływem alkoholu. Jak wyjaśniał, wiązała go opinia internisty ze szpitalnego oddziału ratunkowego, że zabieg w tym stanie jest niewskazany; ponadto podczas weekendu był utrudniony dostęp do  konsultacji specjalistycznych lub wręcz nie było dostępu do takich konsultacji. Lekarz podkreślił, że poza tym dyżurem nie miał już kontaktu z pacjentem.

Lekarz polemizował także z opiniami biegłych; wyjaśnił m.in., że nie dokonał wskazywanej przez nich możliwości zespolenia metalowym prętem, by nie rozszerzać infekcji na jamę szpikową; nie dał płytki metalowej, ponieważ wiąże się to z szerokim otwarciem i otwiera wrota zakażeniom; z  kolei zespolenie stabilizatorem zewnętrznym mogłoby nieskutecznie stabilizować odłamy kostne, a ponadto szpital posiadał wtedy jeden niekompletny zestaw stabilizacyjny. Mówił, że stosowanie wyciągu było niewłaściwe. - Konsultacja anestezjologiczna co do możliwości zabiegu w  dniu urazu była zbędna wobec wiążącej opinii internisty. Nigdy nie  podjąłbym się operacji takiego pacjenta pod wpływem alkoholu wbrew opinii internisty – powiedział lekarz.

Syn zaprzecza - nie był pijany

Na pytanie pełnomocnika pacjenta Jacek G. przyznał, że wkrótce po  przyjęciu pacjenta na jego oddział rodzina chorego uzupełniła karty informacyjne o przebiegu leczenia; powiedział także, że przed końcem dyżuru nie sprawdził poziomu alkoholu we krwi pacjenta. Pacjent, występujący w procesie jako oskarżyciel posiłkowy, nie przybył do sądu. Świadkiem w procesie będzie m.in. jego syn, który kwestionuje nietrzeźwość ojca.

Polemikę z biegłymi zapowiedział także drugi z oskarżonych lekarzy Daniel P. Ponieważ – jak oświadczył – zajmie mu to kilka lub kilkanaście godzin, sąd odroczył rozprawę z terminem na koniec czerwca. Oskarżonym grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub kara pozbawienia wolności do roku.

ja, PAP