Efekty nadmiernej eksploatacji planety widać już dziś. Na podstawie danych zbieranych od 1970 r., a dotyczących stanu zachowania ponad 9 tys. populacji 2 688 gatunków ssaków, ptaków, gadów, płazów i ryb - wiemy, że ich liczebność zmniejszyła się w skali globalnej o jedną trzecią. Wysokość strat zależy od części świata. Najgorzej jest w strefie tropikalnej, gdzie dramatycznie ubywa gatunków (dane mówią aż o 60 proc.), co wynika z ogromnej, ogólnej różnorodności biologicznej tych obszarów i z faktu, że w ostatnich dziesięcioleciach niszczenie lasów równikowych przyspiesza. Nieco inaczej jest w strefie umiarkowanej, gdzie niektórych gatunków przybywa, głównie dzięki działaniom ochronnym na rzecz zagrożonych zwierząt - informuje WWF.
Tym, co powoduje niszczenie siedlisk i związane z nim wymieranie gatunków, jest wzrost tzw. śladu ekologicznego, związanego z aktywnością ludzi. To, jak mocno odciska się ten ślad, zależy m.in. od wzrostu liczby ludności, poziomu konsumpcji na osobę i sposobu wykorzystania zasobów naturalnych. Liczą się też emisje dwutlenku węgla (związane z działalnością ludzi), wielkość pól przeznaczonych pod uprawy i hodowlę, ilość drewna pozyskiwanego z lasów oraz poławianych ryb i owoców morza, a także budowa infrastruktury.
Ekolodzy podkreślają, że można jeszcze odwrócić trendy, które grożą wyeksploatowaniem Ziemi - można zmienić nasze codzienne zachowania w wielu dziedzinach życia, ucząc się oszczędnie korzystać z zasobów Ziemi. "Ograniczajmy czynności związane z emisją dwutlenku węgla, jedzmy żywność, które powstała w sposób przyjazny dla środowiska, kupujmy produkty z ekologicznym certyfikatem. Bez względu na to, pod jaką szerokością geograficzną mieszkamy, możemy mieć wpływ np. na obniżenie emisji gazów cieplarnianych i ocalenie tropikalnych lasów, nie kupując tropikalnego drewna bez certyfikatu FSC" - sugerują autorzy raportu.PAP, arb