- Pani przyniosła go w woreczku foliowym, a na samą komendę przyjechała autobusem komunikacji miejskiej - relacjonował Wasyńczuk. Gdy dyżurny policji poinformował o granacie w komendzie, szef olsztyńskiej policji zdecydował o ewakuacji budynku. - Ponad godzinę 80 osób, pracowników tej komendy miało przymusową przerwę w pracy - dodał rzecznik olsztyńskiej policji.
Granat przeciwpiechotny typu F1, który dyżurny zamknął w szafie pancernej zabrali z komendy saperzy. Po zabraniu granatu z budynku policji kobieta, która go przyniosła została przesłuchana. Wasyńczuk poinformował, że zeznała, iż granat wzięła z podupadających budynków należących do jej rodziny. Ponieważ kobieta powiedziała, że z budynku, w którym znalazła granat znajduje się jeszcze jeden taki ładunek policjanci postanowili, że pojadą z nią do tego budynku. - Zobaczymy, czy to co mówi ta pani się potwierdzi. Kobieta zapewniła nas, że nie miała na celu wywołanie takiego zamieszania, że nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa - podkreślił Wasyńczuk. Dodał, że kobiecie nie przedstawiono na razie żadnych zarzutów i nie wiadomo na tym etapie, czy w ogóle to nastąpi.
Kobieta miała powiedzieć policjantom, że pasjonatem i zbieraczem militariów miał być jej ojciec. Granat, który przyniosła na komendę prawdopodobnie pochodził z jego kolekcji.PAP, arb