Pochodzący z Sulęcina zawodnik zajął trzecie miejsce w rzucie dyskiem w gronie lekkoatletów z niedowładem nóg. Wynikiem 54,02 m ustanowił rekord Europy w swej kategorii niepełnosprawności. Trzydziestym trofeum wyrównał dorobek polskiej ekipy z poprzedniej paraolimpiady. W Pekinie w 2008 roku biało-czerwoni wywalczyli 30 medali, ale tylko pięć złotych, najmniej w historii występów w igrzyskach
Blatkiewicz urodził się 28 listopada 1972 roku jako wcześniak, w szóstym miesiącu ciąży (ważył 1200 gramów), z lewostronnym niedowładem ręki i nogi spowodowanym dziecięcym porażeniem mózgowym. Mając 18 lat stracił ojca, Antoniego, przypadkowo zastrzelonego na polowaniu.
Od dziecka mieszka z matką Danutą, rencistką, w Lubniewicach, 30 kilometrów od Gorzowa. Jak podkreślił, jej zawdzięcza wszystko. To ona musiała zadbać o dom, o niego i dwie córki - Magdalenę oraz Joannę.
Stolarz tapicer
- Edukacja szkolna dała mi zawód stolarza tapicera. Kiedy szukałem pracy w swym fachu, nikt mnie nie chciał zatrudnić. Obawiali się, że nie dam sobie rady. A w domu bieda była potworna. Sytuacja nieco się poprawiła, kiedy dzięki burmistrzowi przyjęto mnie na etat woźnego w szkole podstawowej w Lubniewicach. Nie było wówczas dzwonka elektrycznego więc chodziłem z ręcznym, dając sygnał, że czas na przerwę albo że pora wchodzić do klas - mówi. - Fajne to było zajęcie, które trwało parę miesięcy. Potem wykonywałem prace interwencyjne w miasteczku - sprzątałem, wywoziłem śmieci. Miałem za to kilkaset złotych miesięcznie. Połowę wynagrodzenia dawałem matce na prowadzenie domu - wrócił pamięcią do tamtych lat.
Wypad na zakupy
Jesienią 1999 roku, po wypłacie, wybrał się do Gorzowa, aby kupić sobie spodnie i buty. Jeździł tam rzadko, zwykle "okazją", bo nie miał na bilet PKS. Gdy szedł ulicą, zaczepił go trener miejscowego klubu Start Zbigniew Lewkowicz. - Przepraszam, czy nie chciałby pan przychodzić na zajęcia - zapytał. - Mogę spróbować - usłyszał. I spróbował. - Poszedłem raz, drugi i spodobało mi się to - zaznaczył.
Lewkowicz miał "nosa". W dobrze zbudowanym, barczystym mężczyźnie o wzroście 194 cm zobaczył "materiał na wielkiego sportowca". - Po kilku eksperymentach byłem pewien, że rzut dyskiem i pchnięcie kulą to idealne dla Tomasza konkurencje - ocenił trener.
Sportowiec z ulicy
W 2001 roku "sportowiec z ulicy", jak zaczęto nazywać Blatkiewicza, pojechał na lekkoatletyczne mistrzostwa świata osób niepełnosprawnych. W Nottingham zdobył złoty medal w dysku i srebrny w kuli. W igrzyskach paraolimpijskich w Atenach w 2004 roku poprawił rekordy świata w obu konkurencjach. W Polsce został uznany za najlepszego sportowca niepełnosprawnego.
Podczas gali zaproszono go na scenę zaraz po triumfatorce plebiscytu, mistrzyni olimpijskiej w pływaniu na 200 m stylem motylkowym Otylii Jędrzejczak. - Pamiętam, że byłem stremowany, miałem coś powiedzieć, ale jak rozległy się długotrwałe oklaski, w oczach pojawiły się łzy i język mi w gardle stanął. Z tego wzruszenia, kiedy odebrałem statuetkę, trzymałem ją tyłem do publiczności - uśmiechnął się Blatkiewicz, wspominając tę uroczystość. W czerwcu 2005 roku uhonorowany został Nagrodą Ministra Spraw Zagranicznych.
Treningi na polu
W następnej paraolimpiadzie Pekin 2008 zdobył srebrny medal w pchnięciu kulą. Prezydent RP Lech Kaczyński przyznał mu Złoty Krzyż Zasługi za wybitne osiągnięcia sportowe. Jeden z dziennikarzy ocenił, że są one wyjątkowe, jeśli popatrzy się na warunki, w jakich ćwiczy Blatkiewicz. A on nie narzeka.
- Dużo nie potrzebuję. W zasadzie wystarcza mi do treningu kawałek ziemi. Niedaleko PKS-u w Lubniewicach mam udostępnione pole, które należy do właściciela kwiaciarni. Staję na środku jezdni, która zastępuje koło, i rzucam. Droga nie jest na szczęście zbyt uczęszczana, a i tak zawsze się rozglądam dla bezpieczeństwa - powiedział "sportowiec z ulicy".
Roznosiciel ulotek
Swą pasję Blatkiewicz łączy z pracą. Osiem lat temu skorzystał z oferty Zakładu Pracy Chronionej Impuls w Gorzowie Wlkp. i nie zamierza zrezygnować. Trafił do działu marketingu, jest roznosicielem ulotek, pozyskuje kontrahentów. - Spotkałem tam ludzi, którzy mają wielkie serca. Bardzo wspierają mnie zwłaszcza kierownik zakładu, pani Irena Woźna, jej mąż – Janusz Woźny i wiele innych osób. Wszyscy cieszą się z moich sukcesów. A sama praca też daje mi zadowolenie - przyznał i zaznaczył: "swoje muszę zrobić, a na zgrupowania i starty w zawodach biorę urlop".
"Sportowiec z ulicy" wspomniał, że wystarczy czasami ułamek sekundy, chwila nieuwagi i najbardziej zdrowa, najbardziej sprawna osoba może się stać niepełnosprawną. Co wówczas? - Trzeba umieć znaleźć się w nowym świecie. Nie radzę czekać, że ktoś zaczepi, tak jak mnie na ulicy, i zaproponuje uprawianie sportu. Ja miałem szczęście, podobne do trafienia szóstki w Lotto. A takie wygrane zdarzają się raz na jakiś czas - podkreślił Blatkiewicz.