- W trakcie tej strzelaniny ciężko ranni zostali dwaj mężczyźni, członkowie grupy "kajdaniarzy". Jeden z nich zmarł - powiedział Karol Jakubowski z wydziału prasowego Komendy Głównej Policji.
Jak wynika z ustaleń CBŚ w 2009 r. członkowie dwóch konkurencyjnych gangów - m.in. grupy "kajdaniarzy" z Trójmiasta i gangu z Wejherowa - umówili się na spotkanie na cmentarzu na terenie miasta. - Gangi walczyły między sobą o wpływy na terenie Małego Trójmiasta (Rumia, Reda, Wejherowo). W pewnym momencie kilkunastu członków gangu "kajdaniarzy" zostało ostrzelanych przez czterech przestępców z konkurencyjnej grupy - powiedział Jakubowski.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że o spotkanie zabiegali "kajdaniarze". Jak donosiły później media czuli się tak pewnie, że nie wzięli broni. W pewnym momencie podjechało do nich czarne BMW, którym przyjechali gangsterzy z Wejherowa, wysiedli z auta i zaczęli strzelać. Pierwsze kule miały dosięgnąć bratanka znanego trójmiejskiego gangstera - został zraniony w pachwinę, a później jeszcze kilka razy postrzelony w klatkę piersiową. Zmarł w szpitalu.
Trzech ze sprawców udało się zatrzymać po kilku miesiącach śledztwa. Ostatni z czwórki - "Dziura" - uciekł. - Za mężczyzną Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku wystawiła list gończy i Europejski Nakaz Aresztowania. Z ustaleń funkcjonariuszy wynikało, że najprawdopodobniej ukrył się w Stanach Zjednoczonych albo Kanadzie. W sprawę włączyli się także policjanci z Wydziału Operacji Pościgowych CBŚ KGP - zaznaczył Jakubowski.
Jak relacjonował, w pewnym momencie pojawił się trop, że mężczyzna może być w Polsce, a pomaga mu najbliższa rodzina. - Policjanci namierzyli go w jednym z pensjonatów w Luboniu i przygotowali zasadzkę. Zatrzymano go, gdy wychodził z hotelu - posługiwał się skradzionym kanadyjskim prawem jazdy - mówił.
Gang "kajdaniarzy" zasłynął pod koniec lat 90. i w roku 2000 brutalnymi napadami. Swoje ofiary przestępcy skuwali kajdankami i torturowali. Grupa ta miała też brać udział w napadzie na konwój z pieniędzmi w Gdyni w 1998 r. Zastrzelony został wówczas jeden z konwojentów.
zew, PAP