Policji w Słupsku udało się odnaleźć właściciela psa, który miesiąc temu został uratowany ze Słupii. Mężczyzna przyznał, że wrzucił zwierzę do rzeki w worku obciążonym kamieniem - podaje tvn24.pl.
Pies został wyłowiony z rzeki na początku lutego. Uratowali go przechodnie. Zwierzę trafiło do słupskiego schroniska. Był przemoczony i wyziębiony. Po nagłośnieniu sprawy psa przygarnęła nowa rodzina.
- Poszukiwania sprawcy nie były łatwe, bo choć dostaliśmy wiele sygnałów, wszystkie okazywały się chybione - powiedział Wojciech Bugaj, pełniący obowiązki rzecznika słupskiej policji. - Próbowaliśmy różnych metod, raz chcieliśmy odwołać się do pamięci pieska i spacerowaliśmy z nim przy rzece. Niestety nikt go nie rozpoznał, a on też nie szukał swojego domu - dodał rzecznik.
Ostatecznie policjanci ustalili, że właścicielem psa był 35-latek mieszkający w jednym z bloków w Słupsku. - Mężczyzna to potwierdził, ale dodał, że psiak często uciekał i akurat tego dnia też go nie było w domu - tłumaczył Bugaj.
Funkcjonariusze porównali ślady obuwia zabezpieczone nad rzeką z butami właściciela psa. Okazało się, że są identyczne. Mężczyzna w końcu przyznał się do próby utopienia psa. - Powiedział, że zwierzę mu przeszkadzało, że pies uciekał i wracał zapchlony, narażając małe dziecko na choroby. Dodał, że tego dnia był pod wpływem alkoholu - dodał rzecznik.
35-latek usłyszał zarzut usiłowania niehumanitarnego uśmiercenia psa. Grozi mu kara pozbawienia wolności do 2 lat.
ja, tvn24.pl
- Poszukiwania sprawcy nie były łatwe, bo choć dostaliśmy wiele sygnałów, wszystkie okazywały się chybione - powiedział Wojciech Bugaj, pełniący obowiązki rzecznika słupskiej policji. - Próbowaliśmy różnych metod, raz chcieliśmy odwołać się do pamięci pieska i spacerowaliśmy z nim przy rzece. Niestety nikt go nie rozpoznał, a on też nie szukał swojego domu - dodał rzecznik.
Ostatecznie policjanci ustalili, że właścicielem psa był 35-latek mieszkający w jednym z bloków w Słupsku. - Mężczyzna to potwierdził, ale dodał, że psiak często uciekał i akurat tego dnia też go nie było w domu - tłumaczył Bugaj.
Funkcjonariusze porównali ślady obuwia zabezpieczone nad rzeką z butami właściciela psa. Okazało się, że są identyczne. Mężczyzna w końcu przyznał się do próby utopienia psa. - Powiedział, że zwierzę mu przeszkadzało, że pies uciekał i wracał zapchlony, narażając małe dziecko na choroby. Dodał, że tego dnia był pod wpływem alkoholu - dodał rzecznik.
35-latek usłyszał zarzut usiłowania niehumanitarnego uśmiercenia psa. Grozi mu kara pozbawienia wolności do 2 lat.
ja, tvn24.pl