Szpital im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu odmówił przyjęcia kobiety w ciężkim stanie. Została przewieziona do placówki przy ulicy Szwajcarskiej, gdzie ostatecznie zmarła. NFZ stwierdza, iż "nikt nie popełnił rażącego błędu". Małgorzata Lipka z biura prasowego NFZ dodaje, że "nikt też nie złożył w tej sprawie skargi, dlatego kontroli nie planujemy" – podaje Gazeta.pl.
20 października o godzinie 9.50 szpital miał poinformować dyspozytora Rejonowej Stacji Pogotowia o awarii prądu na obu salach intensywnego nadzoru SOR w szpitalu HCP. Informacja dotarła również do koordynatora medycznego, który został poproszony o kierowanie osób w ciężkim stanie na oddziały w innych szpitalach. Prąd został przywrócony dwie godziny później.
Według słów prezesa HCP, Lesława Lenartowicza, awaria została zgłoszona na pół godziny przed przyjazdem karetki, a dyżurujący lekarz po zbadaniu pacjentki zlecił przewiezienie jej na ul. Szwajcarską. Wiadomo również, dlaczego nie zadziałały agregatory awaryjne. - Zasilanie włącza się, gdy zabraknie prądu na całym oddziale. W tym przypadku awaria, spowodowana najprawdopodobniej zwarciem, była tylko na jednej sali. Na drugiej wszystko działało, ale tam nie mieliśmy wolnych miejsc - komentuje Lenartowicz.
Zarówno NFZ jak i rzeczniczka Rejonowej Stacji Pogotowia Joanna Kaczor nie potrafią podać godziny, o której pacjentka dotarła do HCP, jednak, jak udało się ustalić "Gazecie Wyborczej", według Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego pogotowie dotarło do szpitala o 10.23, czyli na ponad godzinę przed usunięciem usterki.
Według Małgorzaty Lipko NFZ zakończył postępowanie wyjaśniające. "Nie wykazało ono rażących uchybień, nie została również złożona skarga". Dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego, Waldemar Paternoga, dodał, sprawa była "nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności".
dk, Gazeta.pl
Według słów prezesa HCP, Lesława Lenartowicza, awaria została zgłoszona na pół godziny przed przyjazdem karetki, a dyżurujący lekarz po zbadaniu pacjentki zlecił przewiezienie jej na ul. Szwajcarską. Wiadomo również, dlaczego nie zadziałały agregatory awaryjne. - Zasilanie włącza się, gdy zabraknie prądu na całym oddziale. W tym przypadku awaria, spowodowana najprawdopodobniej zwarciem, była tylko na jednej sali. Na drugiej wszystko działało, ale tam nie mieliśmy wolnych miejsc - komentuje Lenartowicz.
Zarówno NFZ jak i rzeczniczka Rejonowej Stacji Pogotowia Joanna Kaczor nie potrafią podać godziny, o której pacjentka dotarła do HCP, jednak, jak udało się ustalić "Gazecie Wyborczej", według Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego pogotowie dotarło do szpitala o 10.23, czyli na ponad godzinę przed usunięciem usterki.
Według Małgorzaty Lipko NFZ zakończył postępowanie wyjaśniające. "Nie wykazało ono rażących uchybień, nie została również złożona skarga". Dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego, Waldemar Paternoga, dodał, sprawa była "nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności".
dk, Gazeta.pl