Rezydencja oferuje 66 sypialni, a opłata roczna to nawet 985 funtów rocznie. Klub liczy 5,2 tys członków.
Niestety, kierujący klubem oficjele zostali zmuszeni do napisania listu do każdego członka z informacją, że ponad pół miliona funtów zostało skradzionych z klubowych funduszy. Według "Daily Telegraph", które widziało list, zawarto w nim obietnicę, że przyszłość klubu jest bezpieczna, a roczne stawki za członkostwo nie wzrosną.
Oskarżony o kradzież to wieloletni, doświadczony pracownik księgowości, po którym nikt nie spodziewał się takich machinacji. Reszta pracowników przyznaje, że jest wstrząśnięta. Źródła przytaczane przez "DT", policyjne śledztwo koncentruje sie teraz na tym, czy motywem kradzieży był rzeczywiście hazard.
Iain Wolsey, prezes klubu, powiedział, że pieniądze zostały wyprowadzone z elektronicznego konta bankowego na indywidualny rachunek w kilku transakcjach i potwierdził, że całkowita suma to ponad 500 tys. funtów. - Mimo wszystko, mogę zapewnić, że jesteśmy rozsądnym gremium i sytuacja ta nie stanowi żadnego zagrożenia dla kontynuowania działalności klubu - powiedział w wywiadzie Wolsey.
Znajdujący się w centrum Londynu, pierwotnie będący hotelem dla pracowników Kompanii Wschodnioindyjskiej, klub oferuje siłownię, grę w bilard czy bibliotekę dla członków, a opisywany jest jako "mający długą tradycję dom dla dżentelmenów oddalonych od domu" ( “long tradition as a gentlemen's home from home”).
Dziś zwyczajowo "kluby dżentelmeńskie" są otwarte dla obu płci, East India jednak nadal tradycyjnie kieruje się zasadą, iż członkami mogą być tylko mężczyźni, nominowani przez zarząd klubu.
DK, Daily Telegraph