Jeden ze świadków wczorajszej katastrofy lotniczej w okolicach Częstochowy, w rozmowie z TVP Info przekazał swoją relację zdarzenia.
- Jak dobiegłem do samolotu, to już płonął. Wszystkie ofiary wypadku były zaplątane w linki od spadochronów - zaczął pan Zdzisław. - W chwili, gdy odciągałem od wraku pierwszą osobę, nastąpiła eksplozja. Z samolotu zaczęły dochodzić wołania o pomoc palących się ludzi. Ruszyłem na pomoc. Zacząłem rozplątywać kolejną osobę, która była cała w płomieniach, miałem ją w rękach, ale wtedy nastąpiła druga eksplozja. Nie mogłem już nic zrobić - dodał.
Pan Zdzisław zaznaczył, że "po drugiej eksplozji samolot zaczął się palić jak kartka papieru". - Wciąż minie dręczy to, że miałem tego skoczka w rękach. Trzymałem go za ręce i korpus, ale temperatura, dym i druga eksplozja uniemożliwiły mi jego uratowanie. Jak byłbym inaczej ubrany, to na 90 proc. bym go uratował - dodał.
TVP Info
Pan Zdzisław zaznaczył, że "po drugiej eksplozji samolot zaczął się palić jak kartka papieru". - Wciąż minie dręczy to, że miałem tego skoczka w rękach. Trzymałem go za ręce i korpus, ale temperatura, dym i druga eksplozja uniemożliwiły mi jego uratowanie. Jak byłbym inaczej ubrany, to na 90 proc. bym go uratował - dodał.
TVP Info