Tragedia na drodze do Morskiego Oka. "Gdyby leżał koń, do pomocy byłyby tysiące"

Tragedia na drodze do Morskiego Oka. "Gdyby leżał koń, do pomocy byłyby tysiące"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Tragiczna historia na drodze do Morskiego Oka. Turysta w trakcie jazdy dorożką zasłabł. Świadkowie zdarzenia mówią, że pogotowie przyjechało na miejsce bardzo późno po wielokrotnych wezwaniach. Turysta zmarł - podaje TVN24.
- Nikt nie chciał mi pomóc. Krzyczałem, że gdyby leżał koń, to do pomocy byłoby was tysiące, a jak człowiek umiera, to nie ma nikogo - relacjonował fiakier Jan Hodorowicz, który wiózł turystę.

Turystę miał ratować fiakier oraz inny turysta. Do mężczyzny wezwano pogotowie. Jednak jak donoszą świadkowie wydarzenia dyspozytor z Krakowa nie potrafił zlokalizować Palenicy Białczyńskiej. Na karetkę miano czekać kilkadziesiąt minut. Świadkowie dodają, że dzwonili na pogotowie kilkukrotnie.

Lekarze zaprzeczają tym informacjom. Twierdzą, że karetka przyjechała z Zakopanego już po 20 minutach, a turyście w międzyczasie nikt nie udzielał pomocy.

Lekarze przez godzinę usiłowali reanimować turystę. Przyleciał po niego helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety nie udało się go uratować.

Fakty TVN