Jak podaje TVN 24, związki zawodowe pracowników socjalnych organizuję zbiórkę pieniędzy dla rodzin ofiar podpalenia ośrodka pomocy społecznej w Makowie (łódzkie) w zeszłym tygodniu. W wyniku pożaru zmarły dwie kobiety, obie miały niepełnoletnie dzieci.
Renata wychowywała samotnie dwie córki - 3-latkę i 15-latkę. Małgorzata miała dwóch nastoletnich synów. - To były złote dziewczyny, całkowicie oddane pomaganiu innym. To upiorne, że zginęły z rąk osoby, której chciały pomóc - powiedział wiceprzewodniczący Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej, Paweł Maczyński. - Zarówno Renata, jak i Małgorzata, były bardzo lubiane, uczynne, pracowite. Nawet nie przypuszczały, że nie dożyją Świąt Bożego Narodzenia. Za życia pomagały innym, po ich śmierci pomóżmy ich bliskim - dodał.
Pieniądze na zbiórkę można wpłacać do końca stycznia.
Pomoc dla rodzin urzędniczek obiecał również urząd gminy. Trwają też prace, które mają przywrócić ośrodek pomocy społecznej do działania.
Jak twierdzą śledczy za śmierć urzędniczek odpowiada mężczyzna, który oblał je benzyną w miejscu pracy i podpalił. Grozi mu dożywocie.
TVN 24
Pieniądze na zbiórkę można wpłacać do końca stycznia.
Pomoc dla rodzin urzędniczek obiecał również urząd gminy. Trwają też prace, które mają przywrócić ośrodek pomocy społecznej do działania.
Jak twierdzą śledczy za śmierć urzędniczek odpowiada mężczyzna, który oblał je benzyną w miejscu pracy i podpalił. Grozi mu dożywocie.
TVN 24