Gorsi od Niemców, lepsi od Francuzów
Aż 15,6 tys. dolarów, a nie 7,6 tys. dolarów (jak obecnie) wynosiłby u nas PKB na mieszkańca, gdyby wykorzystano inteligencję Polaków. Takie obliczenia zrobili psychologowie Richard Lynn i Tatu Vanhanen, autorzy pracy "Iloraz inteligencji a bogactwo narodów". Średnia inteligencja Polaków wynosi, według ich badań, 99. O dwa, trzy punkty wyprzedzają nas Niemcy, Austriacy czy Szwedzi, lecz razem z Węgrami zajmujemy najwyższe miejsce wśród krajów postkomunistycznych. Średni iloraz inteligencji Polaków jest wyższy niż Amerykanów, Australijczyków czy Francuzów. Lynn i Vanhanen tłumaczą wysokie miejsce Polaków i Węgrów (wyższe niż Czechów czy Niemców z byłej NRD) tym, że duża część społeczeństwa nie podporządkowała się systemowi, a nieustanna gra z nim prowadziła do rozwoju inteligencji.
W USA w wielu firmach przed przyjęciem do pracy przeprowadza się testy sprawdzające poziom inteligencji. Ekonomiści twierdzą, że ta pozytywna selekcja daje gospodarce 50-80 mld dolarów rocznie! W Polsce testy na inteligencję stosuje podczas rekrutacji m.in. filia koncernu Reckitt-Benckiser produkującego środki czystości. W innych firmach stosuje się testy badające inteligencję w tradycyjnym rozumieniu oraz tzw. inteligencję emocjonalną. Testy takie rozwiązują pracownicy polskich oddziałów PricewaterhouseCoopers, Procter & Gamble czy Unilever.
W naszym kraju nie sprawdza się systematycznie IQ uczniów liceów czy studentów. Wyrywkowe badania dowodzą, że w grupie licealistów najlepsze wyniki (średnia 122) osiągnęli uczniowie wyższych klas tzw. szkół społecznych: I Katolickiego LO im. Króla Jana III Sobieskiego w Bydgoszczy, Szkoły Europejskiej w Łodzi, I i XIV Społecznego Liceum w Warszawie. Pośród publicznych liceów najlepiej wypadli (średnia 118) uczniowie Liceum im. Mikołaja Kopernika w Warszawie, III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni, Szkoły Amerykańska w Warszawie, V LO im. Jakuba Jasińskiego we Wrocławiu, III LO im. Bohaterów Westerplatte w Gdańsku.
Co wpływa na poziom inteligencji?
Trudne warunki i konkurencja wpływają na poziom inteligencji - świadczy o tym przykład Hongkongu, Tajwanu i Singapuru. Wszędzie tam dominują Chińczycy, których iloraz inteligencji jest średnio o 5-7 punktów wyższy niż w Chinach. Narody, które najlepiej wypadły w badaniach Lynna i Vanhanena, żyją tam, gdzie warunki życia i gospodarowania oraz panujący system zmuszają do używania inteligencji. Tę regułę potwierdzają wyniki badań inteligencji pośród diaspory żydowskiej (średnia 113), ormiańskiej (111) czy palestyńskiej (110) prowadzonych przez prof. Roberta Howarda z University of New South Wales w Sydney. Żeby przetrwać w obcym, a często wrogim środowisku, przedstawiciele diaspory musieli być znacznie inteligentniejsi i kreatywniejsi niż miejscowa ludność. Rewolucja przemysłowa zrodziła się w Anglii m.in. dlatego, że aby się rozwijać, trzeba było tam używać inteligencji - do tworzenia nowych wynalazków, prowadzenia zamorskiej ekspansji, poprawiania infrastruktury, rozwiązywania problemów społecznych. To nieustanne ćwiczenie inteligencji owocuje m.in. tym, że Brytyjczyków jest wyjątkowo dużo wśród noblistów (prawie setka na 750). Więcej jest tylko Amerykanów, ale wśród nich dominują potomkowie brytyjskich kolonizatorów Nowego Świata. Sprzyjające warunki życia czy posiadanie bogactw naturalnych nie tylko demoralizuje, ale i usypia umysły. W badaniach Lynna i Vanhanena obywatele opływającego w bogactwo ropy naftowej Kataru (21 tys. dolarów na mieszkańca) znaleźli się na 65. miejscu ze średnim IQ wynoszącym 78. Badania prof. Roberta Howarda dowodzą, że w bogatych krajach, gdzie w największym stopniu zrealizowano idee państwa opiekuńczego, wzrost przeciętnej inteligencji został zatrzymany. Podczas gdy w Singapurze czy Korei Południowej, czyli państwach szybko się rozwijających, średni poziom inteligencji dzieci rośnie o prawie cztery punkty na dziesięciolecie, w Danii w ostatnich dwóch dekadach zanotowano spadek o cztery punkty średniej wyników testów na IQ. Także w Australii w ostatnich dwóch dekadach IQ się obniżyło - o 3 punkty. W USA, gdzie konkurencja i rywalizacja są istotą systemu społecznego, w ostatnich dwóch dekadach przeciętny poziom inteligencji wśród najaktywniejszej części społeczeństwa wzrósł aż o 20 punktów. Zdaniem prof. Howarda, inteligencja dzieci jest ściśle uzależniona od tempa rozwoju społeczno-gospodarczego kraju, od żywotności społeczeństwa, konkurencyjności. - Świadomość, że ma się zapewniony godziwy poziom życia bez względu na wysiłek, nie wpływa na ludzi motywująco i nie dopinguje ich do konkurowania, więc w efekcie ich intelektualna sprawność maleje - mówi Robert Howard. "W historii cywilizacji poczucie dobrobytu i doskonałości często prowadziło do dekadencji i upadku sprawności intelektualnej. Gdy imperium starożytnych Rzymian było potężne, stali się oni leniwi i zaczęli wynajmować Greków, by wykonywali za nich pracę umysłową. Potem była już tylko cywilizacyjna równia pochyła" - napisał prof. James Flynn z Uniwersytetu w Otago (Nowa Zelandia), który w połowie lat 80. pierwszy zauważył zjawisko przyrostu średniej IQ (nazwane później efektem Flynna) w krajach, które najszybciej się rozwijały. Jak twierdzi prof. Flynn, cywilizacyjne lenistwo intelektualne ludzi w państwach opiekuńczych może je doprowadzić do tego, co się stało w starożytnym Rzymie.
Rafał Geremek Współpraca: Agnieszka Sijka Andrzej Kropiwnicki
Pełny tekst w najnowszym 1090 numerze "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 13 października