Powiedzieć, że erotyczna trylogia E.L. James odniosła sukces, to nic nie powiedzieć. To był prawdziwy popkulturowy blitzkrieg. W ciągu kilku miesięcy 2011 r. książka Eriki Leonard (bo tak naprawdę nazywa się autorka) podbiła kraje anglosaskie, w roku kolejnym resztę świata, a w ostatnie walentynki nie było filmu chętniej oglądanego niż adaptacja „50 twarzy Greya”. Trylogia sprzedała się w 125 mln egzemplarzy, przebijając „Harry’ego Pottera”, a jej ekranizacja zarobiła 570 mln dolarów. Ponieważ kosztowała 12 razy mniej (a i tak nie bardzo wiadomo, na co wydano te pieniądze, skoro akcja toczyła się głównie w łóżku), producent zrobił najlepszą inwestycję w życiu. W 2013 r. autorka superbestsellera z dochodami rzędu 95 mln dolarów, z czego na film przypada marne 5 mln, była wśród pisarzy numerem 1 na liście „Forbesa”. Ponieważ rok później zajęła raptem 13. miejsce, złośliwi komentatorzy amerykańskiego magazynu sugerują, że wydaje książkę, bo postanowiła poprawić swoje notowania w rankingu najlepiej zarabiających. Zapewne mają sporo racji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.