Ludzie to nie elektrony
Sami naukowcy społeczni (nazywający siebie żartobliwie "społecznikami") nie są pewni, czy to, czym się zajmują na co dzień, zasługuje na miano nauki. - W większości przypadków wyników eksperymentu nie można powtórzyć ani przewidzieć. Gdyby można było opracować uniwersalną formułę, która zawsze by się sprawdzała, tyranie trwałyby wiecznie - stwierdził prof. Edmund Wnuk-Lipiński z Państwowej Akademii Nauk. Jednak, jak zauważył dr Ryszard Pieńkowski z Pracowni Badań Społecznych, istnieją powtarzalne eksperymenty z dziedziny nauk społecznych i możliwe jest przewidywanie niektórych zjawisk.
Różnice między naukami społecznymi i ścisłymi widać na przykładzie socjologii i fizyki. Ludzie mogą zachowywać się w różny sposób w tych samych sytuacjach, podczas gdy elektrony podlegają zawsze tym samym prawom fizycznym. Jest to jednak łatwe do wytłumaczenia. - Elektrony są znacznie prostszymi tworami niż ludzie. Łatwiej nam przewidzieć, jak się zachowają w danej sytuacji, bo rządzą nimi stosunkowo proste prawa. Socjologia dotyczy zjawisk bardzo złożonych - mówił prowadzący Konfrontacje Naukowe prof. Łukasz Turski z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN.
Rząd dusz
Jednak w porównaniu z fizyką socjologia jest dziś nauką znacznie bardziej popularną i wpływową. Zdaniem profesora Ryszarda Legutki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wpływy te stały się niebezpiecznie duże. - Naukowcy społeczni zbyt łatwo przechodzą od opisu tego, co jest do stwierdzania, do tego jak być powinno. To zupełnie nieuprawnione wnioski. Wypowiadają się na tematy, które od wieków były zarezerwowane dla filozofów - krytykował uczony. Skutek jest taki, że na przykład normy społeczne czy obyczajowe coraz silniej modyfikowane są przez poglądy większości. - Gdyby kierować się wytycznymi socjologów, nie udałoby się dziś sformułować dekalogu! - mówił prof. Legutko.
- Zdołaliśmy ludziom wmówić, że nauka wie lepiej. Tymczasem to się zdarza tylko czasami, ale nie można zakładać automatycznie, że jeżeli naukowcy coś wymyślili, to tak właśnie jest - dodała prof. Marody. Przyznała przy tym, że nauki społeczne stały się bardzo modne. W czasach, gdy do wszystkiego dopisuje się kontekst społeczny, socjolodzy co chwila proszeni są o komentarze. - Nawet jeśli tego nie chcą, to i tak są zmuszani. Media potrzebują autorytetów, ludzi z tytułem profesorskim - wyjaśniała. Podkreślała jednak, że także nauki społeczne podatne są na manipulacje. - Ludziom często przeszkadza ujawnianie drugiego dna, ich ukrytych motywacji. Pewnych rzeczy o sobie wolimy nie wiedzieć, bo są dla nas niewygodne - mówiła uczona.
Jan Stradowski
W VI Konfrontacjach Naukowych udział wzięli:
* prof. Mirosława Marody - kierownik Zakładu Psychologii Społecznej Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Ośrodka Badań Politycznych Instytutu Studiów Społecznych UW. Od 1996 r. pracuje w interdyscyplinarnym zespole zajmującym się integracją europejską. Interesuje się teorią zachowań społecznych, socjologią wiedzy powszechnej i metodologią nauki.
* prof. Ryszard Legutko z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego zajmuje się starożytną i nowożytną myślą polityczną. Jest prezesem Ośrodka Myśli Politycznej - stowarzyszenia zajmującego się działalnością edukacyjną i naukową z zakresu filozofii politycznej. Laureat nagrody PEN Clubu za eseistykę.
* dr Ryszard Pieńkowski, współzałożyciel i wiceprezes Pracowni Badań Społecznych w Sopocie, jednej z czołowych polskich firm badawczych. Z wykształcenia psycholog, zajmuje się badaniami opinii publicznej i rynku oraz psychologią społeczną.
* prof. Edmund Wnuk-Lipiński, kierownik Zakładu Systemów Społeczno-Politycznych Instytutu Studiów Politycznych PAN. Współtwórca niepaństwowej uczelni Collegium Civitas, w której kieruje Katedrą Socjologii. Specjalizuje się w socjologii polityki, prowadzi badania nad wpływem zmian ustrojowych na polskie społeczeństwo.