Był to pierwszy tak długi pojedynek bokserski Polaka, który zadebiutował na zawodowym ringu 7 lutego 1992 roku w Milwaukee. Dotychczas walczył najdłużej przez 10 rund. Sobotni pojedynek Gołoty z broniącym tytułu Byrdem obfitował, z wyjątkiem pierwszej rundy, w liczne wymiany ciosów, często w półdystansie. Walka była generalnie czysta, a sędzia ringowy rzadko interweniował. Amerykanin zaimponował refleksem, szybkością, elastycznością i doskonałą obroną przed ciosami Polaka, którego polonijna publiczność nagrodziła w Madison Square Garden gromkimi brawami, skandując na zakończenie "Dziękujemy, dziękujemy".
Promotor Andrzeja Gołoty i Amerykanina Chrisa Byrda, Don King, zapowiedział, że może dojść do pojedynku rewanżowego. "Nie ma żadnego problemu. Rewanż może odbyć się nawet jutro" - powiedział Gołota po walce. "Jestem bardzo zadowolony ze swojej postawy. Zasłużyłem na zwycięstwo" - dodał.
"Gołota pokazał, że potrafi boksować. Myślę jednak, że już w początkowych rundach pokazałem, że jestem lepszy i zasługuję na wygraną. To był pojedynek, jakich spodziewają się kibice w kategorii ciężkiej" - uważa Byrd.
Pojedynek w nowojorskiej hali Madison Square Garden obejrzało 15 195 widzów.
Pochodzący z Warszawy Andrzej Gołota, który w sobotni wieczór stanął ponownie przed szansą zdobycia mistrzostwa świata i powrotu na zawodowy ring, swą karierę pięściarską rozpoczął w Legii, w wieku 13 lat. Pierwszy znaczący sukces w gronie amatorów odniósł w 1985 roku. W rozgrywanych w Bukareszcie mistrzostwach świata juniorów dotarł do finału wagi ciężkiej, w którym przegrał przed czasem z późniejszym wielkim asem kubańskiego boksu, Feliksem Savonem. Rok później obdarzony znakomitymi warunkami fizycznymi Gołota (194 cm wzrostu) wywalczył w Kopenhadze tytuł mistrza Europy juniorów.
Kariera Gołoty rozwijała się prawidłowo. Awansował do kadry olimpijskiej na igrzyska w Seulu (1988), gdzie był o krok od sprawienia nie lada sensacji. Marzenia o złotym medalu rozwiał jednak półfinałowy pojedynek z Koreańczykiem Baik Hyun Manem. 20-letni Gołota doznał rozcięcia łuku brwiowego i nie był w stanie dalej walczyć. Po latach trener kadry Andrzej Gmitruk przyznał, że jego podopieczny miał wielką szansę na zwycięstwo w finale z Amerykaninem Rayem Mercerem.
Gołota wygrywał w ringu, zdobywał tytuły mistrza Polski, ale miał także problemy z prawem. Zdarzało się, że brał udział w bójkach, niekoniecznie o charakterze sportowym... Wiosną 1990 roku został oskarżony o rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia, po tym jak we Włocławku wdał się w bójkę w dyskotece. Zanim rozpoczął się proces, bokser wyjechał z Polski do USA. Zamieszkał z przyszłą żoną Mariolą w Chicago. Początki w obcym kraju były trudne, Gołota próbował różnych prac dorywczych, zanim namówiono go na pięściarskie treningi.
Na zawodowym ringu zadebiutował 7 lutego 1992 roku w Milwaukee. Pokonał przed czasem Roosevelta Shulera. W pierwszym roku w gronie profesjonalistów odniósł osiem zwycięstw, w większości przez nokaut w pierwszej rundzie.
W kolejnym sezonie Gołota trafił do grupy Lou Duvy - Main Events. Nabierał doświadczenia, toczył wygrane walki z coraz bardziej wymagającymi przeciwnikami, jak Samson Po'uha czy Danellem Nicholsonem.
Do historii przeszły dwie konfrontacje z Riddickiem Bowe w 1996 roku. Pierwsza z nich (11 lipca), do szóstej rundy, toczyła się pod dyktando Gołoty. Polak prowadził trzema punktami, mimo że odebrano mu dwa punkty za uderzenia poniżej pasa. W siódmym starciu Gołota został zdyskwalifikowany za kolejne nieprzepisowe ciosy. W ringu i na trybunach doszło do zamieszek, w których ucierpiał także Polak. Gołota przegrał, ale z dnia na dzień stał się niemal bohaterem narodowym. Stał się człowiekiem bardzo popularnym, proponowano mu nawet role w filmach.
Walka rewanżowa z Bowe odbyła się 14 grudnia. Amerykanin chciał odzyskać nadszarpniętą reputację, a Gołota udowodnić, że nieprzypadkowo był lepszym zawodnikiem w pierwszej walce. Mimo zapowiedzi o czystej walce, w ringu nie obeszło się bez złośliwych fauli. Bowe był dwukrotnie na deskach, ale Gołota nie potrafił przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. W dziewiątym starciu Polak zadał kilka ciosów poniżej pasa i znów został zdyskwalifikowany. Do tego momentu wygrywał na punkty...
Gołota pokazał, że może walczyć o najwyższe stawki, ale tylko w przypadku, kiedy panuje nad sobą i nie dopuszcza się fauli. W 1997 roku otrzymał szansę boksowania o mistrzostwo świata. Przebieg pojedynku z Lennoksem Lewisem o pas WBC zaskoczył największych fachowców. Dziwnie spięty Polak przegrał przez nokaut, po zaledwie 95 sekundach. Gołota nie wytrzymał psychicznie napięcia związanego z rangą wydarzenia. Zresztą nie był to pierwszy przypadek, kiedy przegrywał z samym sobą...
Gołota próbował wrócić na szczyt kategorii ciężkiej. Pokonał m.in. w 1998 roku we Wrocławiu byłego mistrza świata Amerykanina Tima Whiterspoona. Rok później w Atlantic City spotkał się z Mihaelem Grantem. Zwycięzca miał spotkać się z Lewisem o zunifikowane mistrzostwo świata w wadze ciężkiej.
W pierwszej rundzie Gołota miał Granta dwukrotnie na deskach, a mimo to przegrał. Później odniósł dwa zwycięstwa z niezłymi rywalami (Marcus Rhode, Orlin Norris), by w październiku 2000 roku stoczyć pojedynek z jednym z najsłynniejszych i najbardziej kontrowersyjnych pięściarzy na świecie Mikem Tysonem. Między drugą i trzecią rundą Gołota zdecydował, że nie będzie dalej walczył. Fachowcy zadawali sobie pytanie, dlaczego polski pięściarz, któremu dano przydomek "faulujący Polak", uciekł z ringu. Kilka miesięcy później Komisja Kontroli Sportowców stanu Michigan uznała walkę za nieodbytą (werdykt "no contest"), ponieważ w moczu Tysona wykryto marihuanę.
Rozbrat z boksem Gołoty trwał prawie trzy lata. Mało kto wierzył, że wróci do sportu. Niespodziewanie w 2003 roku stoczył dwa zwycięskie pojedynki z przeciętnymi rywalami. W lutym tego roku podpisał kontrakt z Donem Kingiem. Słynny menedżer obiecał mu walkę o mistrzostwo świata. Nikt jednak nie liczył, że tak szybko do niej dojdzie.
***
"W moim odczuciu Gołota był minimalnie lepszy od Byrda, ale nie na tyle aby zdetronizować panującego mistrza świata. Andrzej wyprowadził więcej ciosów, ale z kolei więcej czystych uderzeń zadał Byrd" - ocenił były mistrz Europy zawodowców w wadze ciężkiej, Przemysław Saleta. "Była to bardzo interesująca i ciekawa walka. Andrzej zaskoczył mnie pozytywnie, nie umiejętnościami, bo wiadomo było, że jest dobrym bokserem, ale konsekwencją w swoich poczynaniach, +czystością+ w pojedynku. Nie dał się sprowokować Byrdowi, chociaż ten chciał wyprowadzić go z równowagi. Gołota był agresorem w tej walce, więcej atakował, cały czas był aktywny" - dodał Saleta.
Pretendent do tytułu mistrza świata w wadze lekkiej WBO Maciej Zegan ocenił, że "Gołota zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Był świetnie przygotowany do pojedynku. Z przebiegu walki wynika, że konsekwentnie realizował założenia trenera - bił seriami, cały czas siedział na rywalu". Natomiast jego zdaniem, "Byrd czasami się gubił, chociaż udawał, że nic mu nie jest. Ale to było złudne zachowanie. Natomiast Andrzej popełnił jeden błąd - przy ciosach prostych wychylał się na przednią nogę. Gdyby amerykański bokser to zauważył, przepuścił uderzenie, albo odskoczył do tyłu, mogłoby się źle skończyć" - ocenił Zegan, który za tydzień w Dąbrowie Górniczej będzie rywalizował o pas mistrza świata mało znanej organizacji WBF.
em, pap