Zainteresowanie redakcji politykami - pędzącymi w służbowych limuzynach po czeskich drogach - zaczęło się w maju, kiedy w wypadku drogowym poważnie ranny został minister spraw zagranicznych Cyril Svoboda.
Na zwężeniu autostrady Vyszkov-Brno, gdzie obowiązywało ograniczenie do 60 km/h, jego luksusowe audi wypadło z drogi. Samochód został całkowicie zniszczony, minister odniósł poważne obrażenia kręgosłupa. Auto jechało z prędkością zdecydowanie przekraczającą 100 km/h.
Wkrótce potem w mediach pojawiła się informacja o "dzikiej" jeździe samochodu z ministrem rolnictwa Jaroslavem Palasem. Jego kierowca na autostradzie D-1 z Pragi do Brna nie tylko przekraczał prędkość, ale jadąc bez włączonego koguta najeżdżał na inne auta, poruszające się lewym, szybszym pasem ruchu i zmuszał je do gwałtownych, zagrażających życiu manewrów. Minister wyjaśnił, że śpieszył się na zjazd winiarzy.
Kilka dni później na podobnym wykroczeniu przyłapano kierowcę ministra rozwoju regionalnego Pavla Niemca. Naoczni świadkowie opowiedzieli dziennikarzom, że auto wielokrotnie (zdecydowanie przekraczając dopuszczalną prędkość) wyprzedzało na podwójnej linii ciągłej. Minister powiedział, że o niczym takim nie wie, bo w czasie jazdy czytał dokumenty.
Kilku reporterów największego dziennika "Mlada Fronta Dnes" śledziło odjeżdżające spod domu służbowe auto ministra spraw wewnętrznych Stanislava Grossa. Luksusowe bmw w trakcie jazdy po Pradze nie tylko wyprzedzało w miejscach zakazu, ale też jeździło na czerwonym świetle, a w okolicach szkoły, gdzie obowiązuje ograniczenie do 50 km/h, jechało z prędkością 120 km/h. Minister najpierw tłumaczył, że o niczym nie wiedział (czytał dokumenty), a potem wyjaśnił, że kierowca - zgodnie z przepisami dotyczącymi ochrony VIP - przyśpieszył, kiedy zobaczył śledzące go auta.
Komentując te sytuacje premier Vladimir Szpidla oświadczył, że przepisy obowiązują wszystkich, a odpowiedzialność za ich łamanie przez kierowców ministerialnych limuzyn spoczywa także na ministrach. Dwa dni później samochód, którym on sam jechał na spotkanie do Brna, po autostradzie D-1 poruszał się (bez ostrzegawczego koguta) z prędkością 190 km/h, a więc o 60km/h szybciej, niż pozwalają przepisy. Premier ograniczył się do zapewnienia, że zbada sprawę i - być może - ukarze kierowcę.
ss, pap