Oprócz grzywny Beata P. ma pokryć koszty postępowania sądowego.
Proces o dyskryminację został wszczęty z inicjatywy oddziału Kontroli Legalności Zatrudnienia przy Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim. Mecenas Andrzej Mucha, który był oskarżycielem w tej sprawie, powiedział, że wyrok ten jest precedensowy, bo - według jego wiedzy - jest pierwszym w kraju dotyczącym dyskryminacji mężczyzny.
Sąd uznał, że oskarżona złamała przepisy Kodeksu pracy, ustawy o promocji zatrudnienia, polską konstytucję, a także przepisy UE. W uzasadnieniu wyroku podkreślono, że nie dała ona Krzysztofowi Sz., który starał się o pracę, nawet szansy pokazania swoich umiejętności w praktyce, a twierdziła, że mężczyźni są gorszymi pracownikami, bo nie mają wystarczających zdolności manualnych i cierpliwości.
"Kryterium wywodzące się z osobistych przekonań, że mężczyźni pracują gorzej, bo są mniej cierpliwi, mniej dokładni, prowadzi w istocie do pogorszenia sytuacji jednej z płci w dostępie do zatrudnienia" - mówiła uzasadniając wyrok sędzia Monika Prokopiuk. "Brak jest naukowego potwierdzenia, że mężczyźni są mniej zdolni manualnie, mniej cierpliwi czy dokładni" - podkreśliła sędzia.
Podczas procesu obrońcy oskarżonej Beaty P. dowodzili, że to nie ona podejmowała decyzje o zatrudnianiu kandydatów. Sąd wykazał jednak, że kobieta odpowiadała za prowadzenie rozmów kwalifikacyjnych i selekcję kandydatów.
Pokrzywdzony Krzysztof Sz. w maju zeszłego roku starał się o posadę laboranta w krakowskiej spółce zajmującej się hodowlą roślin in vitro. Uważał, że jako były doktorant i laborant w Instytucie Mikrobiologii UJ ma odpowiednie kwalifikacje, a - jak tłumaczył przed sądem - nie zrażała go niska płaca, bo potrzebował tej pracy.
Po ogłoszeniu wyroku powiedział dziennikarzom, że jest z niego zadowolony. "Myślę, że to pomoże nie tyle mnie, co ludziom, którzy znajdą się w podobnej sytuacji. Pokaże, że pracodawca nie może się kierować własnymi uprzedzeniami" - mówił.
Beata P. nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Podczas procesu wyjaśniała, że powodem niezatrudnienia kandydata był fakt, że nie spełniał on odpowiednich wymogów, spółka szukała bowiem kandydata ze średnim, a nie wyższym wykształceniem. Kobieta twierdziła, że nie miała możliwości sprawdzenia zdolności manualnych i doświadczenia Krzysztofa Sz.
ks, pap