Wnioski płynące z niezależnych symulacji komputerowych, które przeprowadziły zespoły brytyjski i amerykański, zostały opisane na łamach dwóch prestiżowych tygodników naukowych - "Nature" i "Science".
Opracowanie tych modeli jest niezwykle ważne, gdyż zdaniem kierującego Brytyjczykami Neila Fergusona z Imperial College w Londynie, wybuch światowej pandemii grypy jest przesądzony, a niewiadome pozostaje jedynie, kiedy to kiedy nastąpi.
Obecnie ludzie nie mają żadnej odporności na wirusa ptasiej grypy z krążącego szczepu H5N1. A gdy wybuchnie epidemia, na opracowanie szczepionki trzeba będzie poczekać kilka tygodni.
Na razie wirusem H5N1 ludzie zarażają się bezpośrednio od zainfekowanego ptactwa. Z symulacji komputerowych wynika jednak, że jeśli wirus zmutuje i będzie się przenosił łatwo między ludźmi, wystarczy 40 zarażonych nim osób, by spowodować pandemię grypy. Wówczas w ciągu roku zarazi się nim połowa światowej populacji ludzkiej, a śmiertelność z powodu choroby osiągnie 50 proc.
Epidemii można by jednak zapobiec, gdyby międzynarodowe służby medyczne podjęły odpowiednie działania prewencyjne - izolacja chorych i zastosowanie leków przeciwwirusowych - w okresie trzech tygodni od pojawienia się pierwszych przypadków choroby.
"Lekarze musieliby rozpoznać zakażenia nowym szczepem wirusa w ciągu pierwszych 21 dni od pojawienia się infekcji, tj. zanim zdąży on zarazić 40 osób" - tłumaczy Ferguson. Badacz podkreśla, że lekarze nie mogą tu polegać wyłącznie na wynikach testów genetycznych, bo te mogą być dostępne za późno, powinni natomiast uważnie analizować objawy chorobowe.
Każda osoba z nowo wykrytą grypą powinna być odizolowana. Celowym krokiem będzie też zamknięcie szkół, zakładów pracy i innych miejsc publicznych, co zminimalizuje groźbę przenoszenia wirusa między ludźmi.
Do walki z pandemią Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) musiałaby dysponować 3 mln opakowań przeciwwirusowego leku o nazwie oseltamivir. Na dzień dzisiejszy udało jej się zgromadzić jedynie 120 tys. paczek tego leku - znacznie za mało, by powstrzymać pandemię - podkreśla Ferguson.
"Oznacza to, że gdyby epidemia grypy wybuchła jutro, to miałaby katastrofalne skutki" - mówi Ferguson.
Obydwie symulacje zostały przeprowadzone dla Tajlandii - kraju w południowo-wschodniej Azji, gdzie prawdopodobieństwo wybuchu epidemii grypy jest największe. A poza tym naukowcy dysponowali dokładnymi danymi demograficznymi na temat tego kraju, takimi jak zagęszczenie populacji, rozmiary pojedynczych gospodarstw, struktura wieku ludności.
W analizach uwzględniono też informacje o sposobie życia mieszkańców Tajlandii - jak często i w jakich miejscach się spotykają, jak dużo czasu dorośli spędzają w pracy, a dzieci w szkole, itp. Badacze rozważali też, jaki efekt mogą dać różne metody zapobiegania epidemii. Przerobili przy tym setki możliwych scenariuszy.
Obydwie symulacje zaczynają się od tego, że zmutowanym wirusem grypy zostaje zakażony pojedynczy mieszkaniec tajskiej wioski. Zespół brytyjski przeprowadził ją dla całej - liczącej 85 mln osób - populacji Tajlandii. Tymczasem zespół z Atlanty wykonał symulację dla 500 tys. mieszkańców wiejskiego dystryktu Nang Rong w Tajlandii.
ss, pap