Przez więzienie to przeszło ponad trzy tysiące jeńców. Wielu z nich było systematycznie bitych, zmuszano ich też do stania przez ponad 24 godziny, nie pozwalano zasnąć, grożono egzekucją albo niepotrzebną operacją chirurgiczną. Prawdopodobnie niektórych więźniów głodzono, wystawiano na działanie ekstremalnych temperatur pod specjalnie do tego przeznaczonymi prysznicami i porażano prądem.
Więzienie znajdowało w rezydencji w jednej z najbogatszych dzielnic Londynu. Jego istnienie było starannie ukrywane przed organizacją Czerwonego Krzyża. Po zakończeniu wojny działało jeszcze przez trzy lata. W tym czasie torturowano w nim wielu niemieckich cywilów - pisze "Guardian".
Późniejsze dochodzenie, prowadzone przez kontrwywiad MI5 i Służby Bezpieczeństwa (Security Service) wykazało, że komendant obozu był winny złamania konwencji genewskich, a niektóre stosowane metody przesłuchania były niezgodne z prawem międzynarodowym.
Stwierdzono co najmniej jeden przypadek skazania niemieckiego jeńca za zbrodnie wojenne i egzekucji przez powieszenie na podstawie zeznania podpisanego po "psychologicznej pracy" nad więźniem.
Osoby, które były świadkami prokuratury w procesach o zbrodnie wojenne również utrzymywały, że były poddawane torturom.
Jak pisze "Guardian", wydaje się, że rząd i dowództwo brytyjskich wojsk przymykało oko na istnienie obozu - częściowo z powodu przydatności informacji uzyskiwanych od jeńców, a częściowo dlatego, iż według dowództwa, więźniowie zasługują na takie traktowanie.
"Nie wszystkie tajemnice obozu tortur zostały ujawnione. Po prawie 60 latach od likwidacji obozu, ministerstwo obrony nadal przetrzymuje niektóre dokumenty" - donosi "Guardian".
em, pap