Początek nie zapowiadał udanego dla Polaków konkursu. Po skoku Stefana Huli byli na dziewiątym miejscu. Jednak później z każdą kolejką się poprawiali - Kamil Stoch wyprowadził ich na ósmą pozycję, Robert Mateja na szóstą, a Adam Małysz na piątą.
"Po skoku Roberta pojawiła się w mojej głowie myśl, że możemy mieć medal. Chłopcy też przecież wiedzieli jak mała jest odległość od Niemców i Norwegów. Nie wiem czy byli zaskoczeni, ale na pewno to ich zmobilizowało do walki" - mówił trener Heinz Kuttin.
Nadzieje szkoleniowca i dziesiątek polskich kibiców, którzy z biało-czerwonymi flagami, szalikami i czapkami zasiedli na trybunach, rozwiała druga seria. Członkowie wszystkich ekip znajdujących się przed Polakami na półmetku w drugiej części konkursu skakali lepiej.
Efekt był taki, że różnice między kolejnymi zespołami powiększyły się. Austriacy odskoczyli Finom na 7,4 punktu i po zakończeniu zawodów wykonali na zeskoku taniec radości.
Dla reprezentantów Finlandii drugie miejsce w konkursie drużynowym było pocieszeniem po zupełnie nieudanych zawodach indywidualnych na dużej skoczni, w których mimo wielkich oczekiwań nie zdobyli medalu.
Po konkursie indywidualnym wydawało się, że o złoto drużynowe z Austriakami będą walczyli Norwegowie. O tym, że tak się nie stało zadecydowało jedno słabe ogniwo - Tommy Ingebrigtsen, który wyraźnie odstawał od kolegów.
Ostatni skok w ekipie norweskiej oddał Roar Ljoekelsoey. Na zakończenie olimpijskiej rywalizacji w Pragelato brązowy medalista ze średniej skoczni ustanowił rekord obiektu. Tym samym wymazał z pierwszego miejsca wynik Adama Małysza, który w lutym ubiegłego roku podczas zawodów uzyskał tu o pół metra mniej.
Po swoim skoku Ljoekelsoey zupełnie nie okazał radości. Oddał w ten sposób nastroje całej ekipy, która przed zawodami apetyty miała znacznie większe.
Po skoku Ljoekelsoeya wynosząca nieco ponad sześć punktów przewaga Norwegów nad Niemcami zwiększyła się do blisko 30 punktów. Równie dużo do niemieckich skoczków stracili Polacy.
Dla podopiecznych Kuttina marzenia o medalu skończyły się po skoku Roberta Matei w trzeciej kolejce drugiej serii.
"Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że podium jest nierealne. Ale piąte miejsce to wspaniały wynik, moje największe osiągnięcie trenerskie" - powiedział Kuttin. Jego zdanie podzielali wszyscy polscy zawodnicy. "Nie liczyliśmy aż na tak wiele. Chcieliśmy się po prostu pokazać z jak najlepszej strony i to się udało" - mówił Małysz. "Poszliśmy na całość" - cieszył się Stoch.
Dobry rezultat Polaków na pożegnanie z igrzyskami nie wpłynął na decyzję Kuttina o rozstaniu z kadrą po sezonie. Austriak potwierdził to na konferencji prasowej po zawodach.
Szkoleniowiec przyjął gratulacje prezesa Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusza Tajnera, ale ich wzajemną niechęć widać było jak na dłoni. Obecny i były trener kadry więcej słów już ze sobą nie zamienili.
Kuttin nie chciał w obecności Tajnera powtórzyć stawianych przed dwoma dniami zarzutów o wtrącanie się w sprawy kadry i psucie atmosfery w zespole. "Cieszmy się sukcesem. Nie chcę teraz rozmawiać o innych sprawach. Idziemy świętować" -powiedział. Na pytanie czy świętować będzie cała ekipa, razem z prezesem związku, Kuttin wzruszył tylko ramionami.
ks, pap