"Od 12 do 14 czerwca 2006 r. policjanci z Rudy Śląskiej otrzymali czterokrotnie zgłoszenia o podłożeniu bomby w miejscowym sądzie rejonowym. Przyjęte zgłoszenia powodowały każdorazowo uruchamianie procedur ratunkowych, przewidzianych w takich właśnie sytuacjach" - powiedział w piątek Adam Jachimczak z zespołu prasowego śląskiej policji.
W akcje, oprócz policjantów, angażowani byli strażacy, pogotowie ratunkowe oraz inne służby miejskie. Telefon o rzekomej bombie za każdym razem paraliżował pracę sądu.
Sprawcę alarmów w końcu ustalili i zatrzymali policjanci z pionu kryminalnego. "Zatrzymany mężczyzna wyjaśnił, że powodem jego działania była złość na organa ścigania po tym, jak odeszła od niego żona, a policja i sąd nie zrobiły nic, aby do niego wróciła" - powiedział Jachimczak.
Zgodnie z decyzją prokuratora mężczyzna pozostaje pod dozorem policji. Może mu grozić nawet do lat 5 więzienia. Niewykluczone, że sąd zobowiąże go też do pokrycia kosztów akcji.
pap, ss