Gdy wszedłem – oba mówiły naraz. Alik jest kotem gadatliwym i sprzecza się bez przerwy. Bronek to dla odmiany pies wyniosły, jego zamknięte w klatce ego kazało mu bezustannie pojękiwać. Gdy do klatek zbliżyła się moja żona Gusia, Alik zamiauczał, zamruczał i zaczął się łasić, ocierać o pręty, jakby wiedział, że tylko one oddzielają go od pogłaskania. Więc Gusia pogłaskała go po grzbiecie i za uchem. Mruczenie rozniosło się po całej okolicy. Wtedy i ja zaryzykowałem. Wyciągnąłem palec i już chciałem dotknąć poczochrańca, ale wtedy Alik znieruchomiał, wolno uniósł łapę i przełożył ją przez pręty klatki. Trzymał ją w górze, czekając na mój ruch. Był gotów dziabnąć mnie do krwi, gdybym przysunął dłoń parę centymetrów bliżej.
Nigdy nie przypuszczałem, że będę pisał o Jarosławie Kaczyńskim we „Wprost", i to w tym kontekście. Zwłaszcza że sprawa jest ze swej natury osobista. Minęliśmy się w klinice, przed nią lub w jej holu bodaj czterokrotnie. Wchodząc do budynku, prezes mówił „dzień dobry” do czekających wewnątrz właścicieli i pacjentów. Liczyło się jedno: by w ciągu dnia zajrzeć do swojego pupila, być może dać mu łakoć i go wygłaskać. Działo się to w dni niekiedy bardzo politycznie intensywne, co mogłem potem zauważyć w przekazach medialnych – a mimo to zawsze zajeżdżały dwa samochody, wysiadali z nich ludzie w czarnych garniturach, wysiadał prezes i maszerował do swojego zwierzaka.
Gdy wspomniałem o tym na Facebooku, poprosiłem o życzliwe komentarze. To nie mógł być pretekst do wojny. I moi stali bywalcy potraktowali prezesa życzliwie. Może dwie czy trzy osoby warknęły coś kąśliwie, reszta była nad wyraz uprzejma, choć to pełnokrwiste rumaki i rącze gazele. Żale czy pretensje ideologiczne poszły precz, wrogowie zamilkli, Alik i Bronek otrzymali dużą porcję mocno zaciśniętych kciuków.
Tak postrzegam świat. Życie osobiste to nie jest rzecz do obijania. Ilekroć takie rzeczy zdarzały się w mediach, nie mogłem się pogodzić z wycieczkami osobistymi pod adresem stanu cywilnego prezesa, jego miłości do brata Leszka, wreszcie do jego banalnego przywiązania do kota. Nie mogłem ścierpieć aluzji homoseksualnych byłego posła Palikota, bo to są jazdy poniżej jakiegokolwiek poziomu. Jarosław Kaczyński może ode mnie zawsze zebrać cięgi jako polityk, prezes, premier, człowiek dzielący naród i manipulator, ale nigdy jako człowiek dbający o swoją matkę, brata, bliskich czy zwierzaka.
Czasy są takie, że posiadanie zwierząt jako przejaw instynktu opiekuńczego i rodzinnych czułości jest wśród polityków trendem obowiązującym. To się dobrze filmuje, taki pies biegający po Białym Domu czy naszym Pałacu Prezydenckim (nawet dwa czy trzy naraz) bardzo uszlachetnia wizerunek. Barack Obama musiał pokonać wielkie opory własne, by zgodzić się na obecność psa w pobliżu podatnej na alergie córki Malii. Fotkę Obamowego psiaka można dziś kupić w kioskach w Waszyngtonie, podobnie jak w Paryżu zdjęcie królika, którego po pałacu ścigał prezydent Sarkozy.
Sprawa z Jarosławem Kaczyńskim ma się inaczej. Nie pozuje z kocurem, a mógłby (kotu się to w końcu należy), nie pokazuje go także gościom podczas oficjalnych spotkań. Po prostu go ma w domu albo w kocim szpitalu, schorowanego frienda, znalezionego kiedyś, dawno temu gdzieś pod lasem łachudrę, który go czasami zadrapie, ale którego sfotografować mogą jedynie paparazzi.
Powiem szczerze: Jarosław Kaczyński ujął mnie swoim przywiązaniem do zwierzaka i opiekuńczością. Sam mam już tylko jednego jamnika, bo Suseł kilka tygodni temu bohatersko rzucił się pod autobus i zginął, i wiem, co to znaczy jechać codziennie przez pół miasta, by chociażby zawieźć psu ciasteczko. I pogłaskać, by poczuł, że nie został opuszczony. Wiem, co znaczy błagać waterynarzy ze łzami w oczach, by stanęli na głowie i uratowali naszego przyjaciela.
To wszystko jest także udziałem Jarosława Kaczyńskiego. I to nas obydwu zaprowadziło w to samo miejsce, gdzie gasną wszelkie swady i wojny. Przez cienką ściankę z blachy rozmawiali sobie nasi giermkowie, przedstawiciele dwóch gatunków – kot i pies. Alik i Bronek. Zawiodło ich w to miejsce coś znacznie ważniejszego niż polityka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.