Znienawidzony przez PiS Trybunał Konstytucyjny zalegalizował billboardy z Jarosławem Kaczyńskim, który wystąpił na nich oczywiście przez nieporozumienie. Panie prezesie, jaka to zmiana! Zmiana była w kampanii prezydenckiej i nie wyszła. Wyszło szydło z worka, że pan tej zmiany nie chciał. Czas na zmiany? Jak w to uwierzyć? Dlaczego nie piszecie, że czas na powrót? W to bym uwierzył, bo znany jest mechanizm, że każdy, kto stracił władzę, chce ją odzyskać, bo woli mieć władzę, niż jej nie mieć. Na szczęście jest to tryb życzeniowy, a ten nie zawsze się sprawdza. Dzięki Trybunałowi zaleją nas ponownie złote myśli, spoty z lodówkami i inne arcydzieła politycznej myśli kreatywnej.
Kiedy patrzę na sprawnie działających strażaków ochotników, aż mi się nie chce wierzyć, że dowodzi nimi premier Pawlak. Lubię go, jak wpada na Mazowsze lotnią albo jak jest w ochotniczym hełmie. Kiedy rzuca znienacka swoje złote myśli w garniturze, nie chce mi się wierzyć, że ratuje PSL. Premiera Pawlaka ratuje poseł Stefaniuk, który po prostu jest artystą, a w polityce znalazł się przypadkowo.
Politycy są w kropce, bo jak tu ocenić pracę tłumaczy, którzy siedzą nad trudnym, specjalistycznym tekstem raportu, kiedy sami nie znają języków obcych, a z polskim, a szczególnie jego klarownością, też nie jest najlepiej. Nie mówię o tych nielicznych, jak poseł Iwiński, którzy znają więcej języków niż każdy normalny człowiek, ale akurat ten poseł publicznie w sprawie tłumaczenia się nie wypowiada, bo jest w opozycji do tego, co rządowe. Premier Pawlak w swoim nagłym, garniturowym wystąpieniu nawiązał do afery z brytyjską bulwarówką. Panie premierze, nam to nie grozi. Po co włamywać się komuś do skrzynek e-mailowych czy do komórek, kiedy najbardziej tajne służbowe wiadomości nasz urlopowany super agent pan Kamiński i jego współpracownicy podają na tacy na spotkaniach wyborczych. Możemy się zastanowić, panie premierze, nad tym, że życie w naszym kraju w ogóle jest dziwne, bo czy nie jest dziwne, że wszystko, co ściśle tajne jest jawne, a to co jawne jest podejrzane?
Grupa urzędników miasta stołecznego Warszawy oburza się, że Legia będzie miała na stadionie Pepsi i że zgodnie z podpisaną z miastem umową może z tego tytułu czerpać pieniądze i przeznaczyć je na przykład na zakup piłkarza, który będzie na tym pięknym, godnym stolicy stadionie strzelał gole. Zamiast marudzić, załatwcie, żeby syrenka piła coca-colę, wtedy Warszawa będzie miała pieniądze na jeszcze piękniejsze inwestycje.
Urzędnicy nie próżnują. We wschodzącym Białymstoku parę trawników zwolniono z zakazu chodzenia po nich, a w niektórych miejscach będzie można na trawie nawet usiąść. Brawa dla pomysłodawców. To duży postęp w odkrywaniu tajemnicy, na co można przeznaczyć trawę. Boję się, że jak piłkarze Lecha zobaczą trawę, która wreszcie wyrośnie na ich stadionie, to na niej usiądą z rozpędu i wtedy może to zakłócić ich wyniki sportowe. Nie będzie tak na pewno w Gdańsku, bo już przed otwarciem pięknego stadionu w tym mieście krążą legendy, że tam trawabędzie z bursztynu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.