Problem w tym, że nikt nie wie, ilugłowa jest hydra i czy ucięcie jej kilku główek jest w stanie coś zmienić. Dobrze poinformowani twierdzą, że w polskich ligach w rundzie jesiennej gra się trochę bardziej na poważnie, a potem ci, którzy nazbierali dość punktów, by nie spaść, a na mistrzostwo i grę w pucharach i tak nie mają szans, sprzedają mecze tym ze strefy mistrzowskiej i tym ze spadkowej. I tego już praktycznie udowodnić się nie da, bo nikt nie jest tym zainteresowany. Chyba że prezes ma interesy rozbieżne z zawodnikami i ma za sobą prasę, która mu załatwi badanie wykrywaczem kłamstw, jak to było w wypadku Świtu i Szczakowianki.
Skoro zatem duża część meczów i tak jest sprzedana i nigdy to nie wyjdzie na jaw, to dlaczego tego po prostu nie przyjąć do wiadomości i nie zalegalizować? Same korzyści. Zawodnicy, znając wynik, graliby bez obciążeń psychicznych, a więc lepiej i efektowniej. Publiczność chce oglądać piękne bramki? Proszę bardzo - kontraktujemy wynik dwucyfrowy. Jak mecze pokazowe w tenisie (takich nieprawdopodobnych zagrań nie zobaczy się nigdzie indziej).
Można mieć wątpliwości, czy kibice chcieliby kupować bilety na mecze, których wynik ustala się poza boiskiem. I czy ktoś obstawiałby wyniki takich meczów w zakładach totalizatora. Ale przecież sporej części kibiców nie interesuje gra na boisku, tylko bójki z kibicami innych drużyn i z policją oraz niszczenie stadionów i innego mienia. A reszta miałaby wspaniałe widowisko, którego wyniku i tak by nie znała, bo nie wiedziałaby, kto się z kim dogadał, więc emocje niewiele by się różniły. A skarb państwa miałby zysk, bo taką legalną korupcję należałoby oczywiście opodatkować.
I tylko w kodeksie etycznym zawodników i działaczy musiałoby być powiedziane jasno - żadnych kontaktów z wykrywaczem kłamstw. To niesportowe urządzenie niech obsługuje polityków.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.