"Polska": Nie boi się Pani wypowiadać na głos słowa prywatyzacja?
Ewa Kopacz: - Nie. A dlatego, że z natury jestem uczciwym człowiekiem i nie mylę słowa prywatyzacja z prywatą. Prywatyzacja na zdrowych zasadach, z poszanowaniem praw właścicielskich, praw pracowniczych, z dyrektorem dobrze zarządzającym tą placówką. To dobry znak dla pacjentów.
A zamykanie niedobrych szpitali?
- To pacjenci dokonają wyboru szpitali. Powinni mieć prawo do leczenia wyłącznie w tych placówkach, w których czują się dobrze i są należycie traktowani. W ten sposób dobre placówki będą się rozwijać.
Ile według Pani jest takich porządnych szpitali?
- Myślę, że około 40 proc.
A co z resztą?
- Musi się zrestrukturyzować. Z pomocą państwa.
Czyli jak?
- Długi krótkoterminowe będziemy rozkładać w czasie, dając w ten sposób szpitalom oddech. Jednocześnie poprowadzimy negocjacje ze Skarbem Państwa w sprawie odsetek, które płacą szpitale. Placówka, która ma 50 mln zadłużenia, w ciągu miesiąca generuje 650 tys. odsetek.
Za takie pieniądze można wiele zrobić. Jaki jest ekonomiczny sens dokładania do czegoś, co przynosi kolosalne straty?
- Fakt, dla takich szpitali czas restrukturyzacji się kończy i albo coś się teraz jeszcze zrobi, albo szpital utonie w długach na dobre.
Jaki jest harmonogram prac na kolejnych sto dni?
- Najbliższe miesiące to z pewnością kontynuowanie prac nad tym, co już rozpoczęliśmy. Jest jednak także konieczność szybszego wprowadzenia kolejnych regulacji - np. nowelizacja ustawy o Państwowej Służbie Krwi, ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym.