Bardziej otwarte propozycje od poprzednich, ale dalekie od oczekiwań strony polskiej zawiera dokument o współpracy wojskowej, przekazany przez Amerykanów w związku z negocjacjami o ws. tarczy antyrakietowej - ocenił szef MON Bogdan Klich.
"To jest powodem, dla którego negocjacje muszą dalej trwać" - dodał Klich zastrzegając, że nie chce wypowiadać się na temat zawartości dokumentu. "Byłoby wielkim błędem negocjacyjnym, gdybym informował kogokolwiek o treści dokumentu, zwłaszcza że ma on charakter poufny" - powiedział minister.
Jak podkreślił szef MON, polska strategia negocjacyjna pozostaje niezmienna. "Uważamy w dalszym ciągu, że oba procesy negocjacyjne - tj. o bazie i amerykańskim zaangażowaniu w modernizację sił zbrojnych - powinny przebiegać równolegle i zakończyć się uzgodnieniami podjętymi w tym samym czasie" - dodał Klich.
Minister Klich mówił o dokumencie "non-paper" ws. współpracy, który w środę Polska otrzymała od Amerykanów. O przekazaniu dokumentu, który nie ma charakteru oficjalnej noty, lecz jest sposobem wymiany informacji, poinformował szef MSZ Radosław Sikorski.Minister powiedział, że nie zmieniło się też podejście, iż "ważniejszy jest efekt negocjacji niż ich tempo". "Nie będziemy podejmować żadnych decyzji pod presją czasu" - podkreślił. Polsce zależy zwłaszcza na nowych systemach obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej krótkiego i średniego zasięgu.
Szef MSZ nie wyklucza, że rozmowy o tarczy nie zakończą się za kadencji George'a W. Busha i będą kontynuowane, gdy rządy przejmie nowa administracja. "To jest wręcz prawdopodobne, gdyż wszystkie ustalenia ze stroną amerykańską podlegają chociażby klauzulom o znalezieniu finansowania, a finansowanie w tym roku jest już zamknięte, bo budżet jest uchwalony. Więc nawet jeśli byśmy umowy podpisali, to ich realizacja i tak będzie zależała od woli następnej administracji" - powiedział w środę Sikorski.
Amerykanie zaproponowali Polsce i Czechom rozmowy o ulokowaniu elementów systemu obrony balistycznej w styczniu ubiegłego roku. Rozmowy trwają od ubiegłej wiosny. W Polsce miałaby powstać baza 10 rakiet przechwytujących, a w Czechach radar systemu. W środę po spotkaniu w Białym Domu z premierem Czech Mirkiem Topolankiem prezydent Bush powiedział, że oba kraje są bliskie sfinalizowania umowy o umieszczeniu w Czechach amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Także w środę premier Donald Tusk ocenił, że Czesi mogą wcześniej sfinalizować rozmowy z USA, ponieważ - w przeciwieństwie do Polski - nie stawiają warunku wzmocnienia ich własnej armii.
System obrony przeciwrakietowej ma chronić USA, ich wojska w różnych miejscach globu oraz częściowo terytoria państw sojuszniczych przed atakiem tzw. państw nieprzewidywalnych. Ulokowaniu elementów "tarczy" w tej części Europy sprzeciwia się Rosja.
Negocjacje w sprawie polskiej bazy dotyczą jednej, już wybranej lokalizacji. Nie została ona jeszcze oficjalnie podana, ale najczęściej mówi się o Redzikowie koło Słupska (Pomorskie). Władze samorządowe regionu nie są zachwycone tym pomysłem. Wójt gminy Słupsk Mariusz Chmiel wysłał do premiera Donalda Tuska list, w którym w imieniu mieszkańców wyraził protest wobec lokalizacji amerykańskiej bazy w Redzikowie.
Przebywający z wizytą w Polsce minister obrony Danii Soren Gade, pytany przez dziennikarzy w czwartek, czy prawdą jest iż Amerykanie "sondowali" Duńczyków ws. lokalizacji u nich elementów tarczy, odpowiedział, że nie chciałby wypowiadać się na ten temat. Klich i Gade rozmawiali przed południem m.in. na temat tarczy, a także współpracy wojskowej oraz misji w Kosowie i Afganistanie oraz operacji w Czadzie.
pap, em