Janicka: nie było paraliżu decyzyjnego w prokuraturze

Janicka: nie było paraliżu decyzyjnego w prokuraturze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie było paraliżu decyzyjnego w prokuraturze w sprawie zatrzymania Tomasza Lipca - oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków władz na śledztwa dotyczące polityków i mediów prok. Elżbieta Janicka.
Janicka nie czuje się odpowiedzialna za odłożenie w czasie aresztowania Tomasza Lipca. Jak twierdzi, nie nadzorował postępowania w sprawie COS, ani się nim specjalnie nie interesowała. Tym śledztwem - według jej słów - mieli  zajmować się ci prokuratorzy, którzy zawiązali przeciwko niej  "spisek"., nazwany potem przez media "buntem w prokuraturze". - Ta rezygnacja, nieprzypadkowo nastąpiła tydzień po wyborach - 29 października 2007 r., po tym jak prasa napisała, że miałam blokować zatrzymanie przez CBA b. ministra Tomasza L. - mówiła Janicka.

"Co było płaszczyzną buntu w prokuraturze?" - pytał Janicką Sebastian Karpiniuk (PO). "Mój gabinet. Władza." - brzmiała odpowiedź. Dodała, że rozszerzy ją na zamkniętym posiedzeniu. W jawnej części wskazała jeszcze, że źle widziany wśród prokuratorów był fakt, iż została ona szefową Prokuratury Okręgowej w Warszawie w wieku zaledwie 35 lat. Zaprzeczyła, spytana przez Karpiniuka, by jakikolwiek wpływ na jej karierę miał fakt, że od dzieciństwa zna się z posłem PiS Pawłem Kowalem.

Podkreśliła też, że w podległej jej prokuraturze nie było "paraliżu decyzyjnego" w sprawie zatrzymania przed wyborami z 21 października 2007 r. b. ministra Tomasza Lipca, o czym mówił we wtorek przed komisją szef CBA Mariusz Kamiński. Twierdził, że od 10 do 25 października 2007 r. w prokuraturze przesuwano termin wydania nakazu zatrzymania i zarzutów dla Tomasza Lipca. Zeznał on, że dzwonił do Janickiej informując ją o "paraliżu decyzyjnym w prokuraturze". "Nie było takiego paraliżu" - zapewniła w środę Janicka. 

 

[[mm_1]] [[mm_2]]

 

"Czemu zatem przesunięto termin zatrzymania ministra Lipca?" - spytał Jacek Kurski (PiS). "Bo tak zdecydowała prokuratura" - brzmiała odpowiedź. "Kto decyzję podjął?" - dopytywano. Janicka odparła, że prokuratorzy prowadzący sprawę.

Śledztwa w sprawie korupcji w Centralnym Ośrodku Sportu (w tym przeciwko Tomaszowi Lipcowi) nadzorował jej zastępca Ryszard Pęgal i naczelnik wydziału śledczego Cezary Przasnek. Janicka podkreśliła, że  ona nie była informowana na bieżąco o tych sprawach i nie wie, jakie były ich ustalenia. 

W jej opinii, prok. Przasnek zeznając wcześniej przed komisją przeinaczył sens jej słów, przypisując im związek ze sprawą zatrzymania Lipca. Media podawały, że według Przasnka miała ona wówczas powiedzieć: "Jeśli dojdzie do zatrzymania Lipca, to was puknę". Tymczasem - jak stwierdziła Janicka - w jej rozmowie z Przasnkiem chodziło o zatrzymanie innych osób, w innej sprawie, o czym dowiedziała się z mediów. Miała wtedy powiedzieć, że powinna najpierw dowiadywać się o zatrzymaniach od podległych prokuratorów, a nie z mediów, dodając żartem: "bo jak nie, to was puknę w głowę". "Czarek kombinował dobrze, ale przekombinował" - dodała.

Mówiła też, że nigdy nie widziała notatki, jaką po spotkaniu z nią miał, według mediów, sporządzić Przasnek. Z tego pisma miało wynikać, że chciała ona przełożenia terminu zatrzymania Lipca na czas po wyborach. "Wiem o notatce tylko z mediów. Nikt mnie z nią nie zapoznał" - podkreśliła. Notatka była powodem wszczęcia trwającego wwciąż wewnętrznego prokuratorskiego postępowania.

Jak oświadczyła  prokurator Janicka, w ramach tego postępowania zabezpieczono notatki z jej gabinetu. "Były tam materiały, które mogłyby zainteresować komisję - 3 zeszyty" - dodała. Szef komisji Andrzej Czuma (PO) zadeklarował, że spyta resort sprawiedliwości także o te materiały.

Janicka zeznała także, że nie przypomina sobie rozmowy z prokuratorem Przasnkiem, w trakcie której miałaby zadzwonić do wiceszefa CBA Ernesta Bejdy. Sebastian Karpiniuk (PO) pytał, czy w tej rozmowie na temat planów zatrzymania Lipca, Janicka powiedziała do Bejdy: "Panie ministrze, czy mój minister o tym wie?".

Jak dodała, jej prokuratorzy często spotykali się z Ziobrą. Proszona o ocenę współpracy z CBA odparła, że układała się ona dobrze. "Czasami zdarzają się polemiki między prokuraturą a służbami, ale mnie zawsze dobrze się współpracowało" - mówiła.

 

 

Była szefowa prokuratury uważa, że w tej strukturze w ogóle nie są możliwe naciski. Jej zdaniem przepisy ustawy o prokuraturze, które pozwalają prokuratorowi żądać od przełożonego polecenia na piśmie w sprawie decyzji, jakiej sam nie akceptuje - to wystarczająca ochrona przed naciskami - i to zarówno dla szeregowego prokuratora, jak i dla szefa. W jej opinii to, że dziś jest wzywana w różnych sprawach, jest nękaniem jej za to, że dobrze pracowała.

 

 

W zeznaniach Janicka nie kryła, że nie przepada - z wzajemnością -  za Marzeną Kowalską - ówczesną szefową Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, nadzorującą jej pracę. Mówiła, że to do Kowalskiej mieli codziennie jeździć jej zastępca Ryszard Pęgal i naczelnik wydziału śledczego Cezary Przasnek, których obecnie Janicka posądza o udział w spisku przeciwko niej po wyborach parlamentarnych.

"Wolę być uznawana za człowieka Zbigniewa Ziobry niż za człowieka szefowej Kowalskiej" - tak odniosła się do krążącej o niej opinii wśród prokuratorów, o co pytał ją Karpiniuk. Media pisały o Kowalskiej, że jest zaufanym człowiekiem Lecha Kaczyńskiego z czasów, gdy był on jeszcze ministrem sprawiedliwości. To sama Kowalska ściągnęła Janicką do okręgu, potem pisano o konflikcie między nimi, choć obie zawsze wyrażały się o sobie z szacunkiem, doceniając kompetencje.

Janicka pytana w środę, czy w październiku 2007 r. - gdy miano zatrzymywać b. ministra Tomasza Lipca - kontaktowała się z ówczesnym prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą, odparła, że nie pamięta tego. "Być może tak" - powiedziała, zastrzegając, że nie uważa tego za przestępstwo.

Po południu komisja przesłucha Janicką na posiedzeniu niejawnym, podczas którego ma odpowiadać na pytania o sprawy, w jakich obowiązuje ją tajemnica służbowa i państwowa.

ab, pap