"Żadnych zaskoczeń w niej nie ma. Wszystko będzie do negocjacji w trakcie Rady Europejskiej. Czekają nas długie i trudne negocjacje" - powiedział szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz.
Zgodnie z zapowiedziami, najnowsza francuska propozycja zakłada, że okres przejściowy dla Polski odnośnie zakupu uprawnień do emisji CO2 w energetyce będzie trwał do roku 2019 (a nie 2015 jak wynikało z wcześniejszych francuskich propozycji). W 2012 roku, kiedy ruszy zmodernizowany unijny system handlu emisjami, polskie elektrownie musiałyby kupować tylko 30 proc. uprawnień na aukcjach, a 100 proc. dopiero w roku 2020.
"My chcemy, żeby ta derogacja nie była przedsięwzięciem kosmetycznym, ale żeby dała realną możliwość ograniczenia wzrostu cen prądu wynikającego z pakietu" - tłumaczył Dowgielewicz.
Dodał, że Polska stanowczo odrzuca proponowany przez Francję warunek, by prawa do darmowych uprawnień nie miały w okresie przejściowym nowo budowane elektrownie.
"Ten zapis jest absolutnie niedobry. Polska potrzebuje kilkudziesięciu miliardów euro inwestycji w energetykę i tego typu przepisy te inwestycje bardzo by ograniczały" - powiedział szef UKIE.
W rozesłanej w środę wieczorem do krajów członkowskich UE francuskiej propozycji nie ma jeszcze mowy o ujawnionym w tym samym czasie niemiecko-polskim projekcie unijnego funduszu solidarności energetycznej wartości 40-50 mld euro.
Zamiast niego, francuskie przewodnictwo zrewidowało propozycję Komisji Europejskiej (KE) w sprawie mechanizmu solidarności między krajami UE w realizacji celów pakietu. Polega on na przekazaniu 12 proc. dochodów ze sprzedaży praw do emisji CO2 w UE biedniejszym krajom członkowskim (na podstawie PKB). KE początkowo proponowała 10 proc.; Polska zabiegała o 20 proc.
Zasada równomiernego obciążenia krajów członkowskich kosztami realizacji pakietu i uwzględnienia zapóźnienia gospodarczego nowych krajów jest jednym z najważniejszych postulatów Polski w trwających negocjacjach.
ND, PAP