Ugrupowania te doszły do porozumienia po prawie czterech miesiącach bez większości parlamentarnej; w tym czasie działania izby były praktycznie sparaliżowane.
Podpisy pod umową koalicyjną złożyli: szef klubu parlamentarnego BJuT Iwan Kyryłenko, wiceszef klubu NU-LS Borys Tarasiuk i szef frakcji BWŁ Ihor Szarow.
Tekstu dokumentu dotychczas nie opublikowano; zostanie on ogłoszony w rządowej gazecie "Uriadowyj Kurier".
Według Iwana Kyryłenki w umowie zawarto zapis, według którego Ukraina nadal będzie dążyć do członkostwa w NATO, jednak decyzja o wejściu do Sojuszu musi być poprzedzona referendum.
Ugrupowania ustaliły także, że ich koalicja zajmie się m.in. kwestiami historycznymi, w tym sprawą uznania Ukraińskiej Powstańczej Armii za stronę walczącą o niepodległość państwa.
Nowy sojusz parlamentarny nie oznacza, że na Ukrainie dojdzie do zmiany rządu. Jego szefową nadal będzie Julia Tymoszenko.
"Umówiliśmy się, że rządu nie zmieniamy, jednak do zmian w jego składzie dojdzie" - oświadczył Kyryłenko.
Decyzję o powołaniu koalicji podjęto wbrew stanowisku prezydenta Wiktora Juszczenki, który nie chciał, by uważany za prezydencki blok NU-LS był jej uczestnikiem. Kiedy we wtorek rano klub NU-LS ogłosił, że większość jego członków podjęła odmienną decyzję, dotychczasowy szef klubu Wiaczesław Kyryłenko podał się do dymisji.
Teoretycznie nowa koalicja dysponuje 248 mandatami, tylu bowiem posłów liczą tworzące ją kluby. Tu jednak pojawia się problem, ponieważ wejście do koalicji poparło tylko 37 deputowanych z 72- osobowego klubu NU-LS. Może to oznaczać, że sojusz ten będzie miał 213 głosów w 450-osobowej izbie.
Koalicjanci mogą jednak najprawdopodobniej liczyć w głosowaniach na poparcie Komunistycznej Partii Ukrainy, tak jak to było w przypadku ubiegłotygodniowego głosowania nad kandydaturą nowego przewodniczącego parlamentu. Został nim wtedy Wołodymyr Łytwyn, który prócz głosów BJuT i NU-LS otrzymał także głosy komunistów.
Ukraiński parlament nie miał większości od września, kiedy rozpadła się prozachodnia koalicji BJuT i NU-LS.
Według komentatorów koniec tego aliansu był na rękę przede wszystkim Juszczence, który prowadzi już kampanię przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.
Rozpad koalicji miał być sposobem na usunięcie ze stanowiska premier Tymoszenko, która będzie prawdopodobnie konkurentką Juszczenki w jego staraniach o zachowanie prezydentury na następną kadencję.
ND, ab, PAP