Polka poprowadziła operację przeszczepu twarzy

Polka poprowadziła operację przeszczepu twarzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pierwszy w Stanach Zjednoczonych przeszczep twarzy był przede wszystkim dziełem polskiej lekarki, doktor Marii Siemionow, która długo czekała na taką szansę. Operacja była ogromnym ryzykiem nie tylko dla pacjentki, ale i dla chirurg, która ją poprowadziła, pisze „International Herald Tribune”.
Decydując się na poprowadzenie tak radykalnej operacji dr Maria Siemionow z kliniki w Cleveland na szali położyła swoją zawodową reputację. Według niektórych tego typu zabieg jest nieetyczny, inni uważają, że jest jedyną nadzieją dla wielu osób zdeformowanych przez oparzenia czy nowotwory.

Dr Maria Siemionow przygotowywała się do zabiegu ponad dziesięć lat. Dziennik pisze, że motywacją nie było zdobycie sławy. „Nie myślę by konkurencja miała wpływ na moje życie. Ja konkuruję tylko z samą sobą", powiedziała.
Dziennik podkreśla, że lekarka posługuje się biegle pięcioma językami i jest znana na kilku kontynentach jako wykwalifikowany mikrochirurg.

58-letnia Siemionow wychowała się w Polsce. Jako dziewczynka brała prywatne lekcje angielskiego, uczyła się też rosyjskiego i niemieckiego. Hiszpański poznała na stypendium w Barcelonie. Po skończeniu akademii medycznej w Poznaniu, szkoliła się w Belgii, Hiszpanii i Finlandii.

Siemionow przyjechała do Stanów Zjednoczonych w 1985 na stypendium naukowo-badawcze do Louisville w stanie Kentucky, gdzie przeprowadzono pierwszą operację przeszczepu ręki w Stanach Zjednoczonych w 1999. Siemiopnow pracuje w klinice w Cleveland od 1995 roku.

Lekarka przeprowadziła setki, a może nawet tysiące operacji w ciągu swojej 30-letniej kariery i zdaje sobie sprawę, że dobre wyniki tylko częściowo zależą od chirurga.

„Wielu pacjentów uważa, że naprawiłeś ich ścięgno i nie muszą już ćwiczyć setki razy dziennie", i winią chirurga kiedy zaczynają sztywnieć im palce, powiedziała.

Doświadczenia te pokazały jej, że trzeba bardzo krytycznie oceniać pacjentów. To właśnie dlatego po otrzymaniu zgody szpitala na przeprowadzenie operacji przeszczepu twarzy, przez ponad trzy lata wybierała odpowiedniego pacjenta. Szukała kogoś z poważną deformacją, a nie „małą blizną". Osoba ta musiała być „psychologicznie stabilna, ale nie szczęśliwa", mająca wsparcie w rodzinie i  gotowa przyjmować leki immunosupresyjne do końca życia. 

im