"Historia, która ma dziś szczęśliwy finał zaczęła się cztery lata temu (...), kiedy otwierana była wystawa 'Paradą Alejami mieli iść' - 88 fotogramów ludzi, którzy za działalność AK-owską byli prześladowani, za wolnościowe działania zapłacili straszliwą cenę. Cztery lata starań i udało się - tu będzie opowiadany jeden z najbardziej dramatycznych momentów polskiej historii" - powiedział Ołdakowski.
Muzeum Powstania Warszawskiego planuje stworzyć w przekazanych pomieszczeniach ekspozycję pokazującą powojenne losy powstańców warszawskich, żołnierzy Armii Krajowej. "Młodzi ludzie, którzy walczyli za ojczyznę, ryzykowali życie za ojczyznę, kilka lat po wojnie trafiali tutaj oskarżani o próbę wywrócenia systemu, oskarżani o najróżniejsze rzeczy, tu byli przetrzymywani, torturowani, niektórzy ginęli" - zaznaczył Ołdakowski.
Od jesieni 1945 r. w podziemiach budynku Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego działał areszt śledczy; jego organizatorzy wykorzystali istniejące w piwnicach cele, pozostawione przez poprzedników - niemiecką policję polityczną Kripo.
Przetrzymywani więźniowie zaliczani byli do kategorii: "politycznych", "gospodarczych" i "sabotażystów". Przeważającą większość stanowili więźniowie polityczni. W areszcie przy ul. Koszykowej przetrzymywani byli m.in. gen. Emil Fieldorf, Jan Rodowicz "Anoda", prof. Władysław Bartoszewski, prof. Wiesław Chrzanowski. "Cel było niedużo, lecz siedzieli w nich najlepsi" - podkreślił Czuma.
Minister sprawiedliwości poinformował, że wśród przetrzymywanych na "Koszykowej" był także jego ojciec. "Był tutaj krótko więziony. Przesłuchiwał go pułkownik Stanisław Zarako-Zarakowski" - powiedział Czuma. Jak mówił, ojciec aresztowany był w 1950 roku. "Otrzymał wyrok 10 lat za to, że jego broszurki drukowane były przez drukarnie Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie" - dodał.
"To dla mnie duże przeżycie. 60 lat temu w tych pomieszczeniach spędziłem cztery i pół miesiąca. (...) To też wielka satysfakcja, że przypomniano sobie o tym miejscu" - mówił b. marszałek Sejmu i b. minister sprawiedliwości Wiesław Chrzanowski. "Myślę, że ten ślad, który tutaj będzie z punktu widzenia historycznego i pamięci ludzi, to będzie wielkie, swoiste zadośćuczynienie" - powiedział.
Ekipa konserwatorów z Muzeum Postania Warszawskiego przeprowadziła już wstępne badania konserwatorskie w piwnicach i zabezpieczyła ślady pozostawione przez więźniów (m.in. rysunki, inicjały, sentencje, krótkie modlitwy). Jak poinformował Ołdakowski, odnalezione rysunki nie są wyraźne, ale można odczytać np. fragmenty kalendarzy kreskowych, monogramy. W najbliższym czasie mają być oczyszczone z farby całe ściany w poszukiwaniu kolejnych śladów.
"W podziemiach gmachu MBP, w piwnicznym korytarzu, w jego załamaniu mieścił się karc. Był wielkości dużej psiej budy, ciemny, bez światła, zbudowany z pustaków, czy też cementowych cegieł. Można tam było siedzieć, względnie stać, ale nie można było położyć się wyprostowanym. Betonowa podłoga była zazwyczaj mokra i zabrudzona ekskrementami" - taki fragment wspomnień zmarłego półtora roku temu jednego z więźniów Henryka Kozłowskiego "Kmity" przeczytała jego żona Anna Jakubowska "Paulinka".
"Ja na 'Koszykowej' spędziłam tylko pół godziny przed przewiezieniem na 'Mokotów' (...) Mój mąż przez dwa tygodnie pobytu na 'Koszykowej' przetrzymywany był tylko w karcu i przesłuchiwany. Przez cały pobyt nie miał kontaktu z innymi więźniami. Był całkowicie izolowany" - dodała.
"Chcemy pokazać ofiary, ale obok ofiar będziemy pokazywać też katów" - powiedział szef pionu historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego Piotr Śliwowski. Przypomniał, że służba więzienna złożona była z francuskich komunistów; zabieg ten miał na celu całkowite odcięcie więźniów od świata zewnętrznego i zminimalizowanie ryzyka ucieczki.
Według Śliwowskiego, przygotowane pomieszczeń i ekspozycji w piwnicach dawnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego dla zwiedzających potrwa do dwóch lat. Wejście ma znajdować się od ulicy Koszykowej.
Jak podaje Muzeum Powstania Warszawskiego, w latach 1944-1956 przez więzienia PRL przeszło 2 miliony ludzi, a różnorodnym szykanom i represjom poddano 6 milionów obywateli - oznacza to, że co trzeci dorosły Polak był inwigilowany. Liczby te są tylko przybliżone, brak bowiem wiarygodnych wyliczeń.
Według dokumentów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z lat 60. w opisywanym okresie aresztowano prawie 250 tys. osób. Jak zaznacza Muzeum, dane te zapewne oznaczają liczbę osób aresztowanych przez Urząd Bezpieczeństwa i przekazanych sądom, natomiast w żaden sposób nie odpowiadają liczbie osób represjonowanych przez bezpiekę, która była znacznie większa.
Według danych Centralnego Zarządu Zakładów Karnych z lat 90., w okresie 1944-1956 skazano na śmierć i wykonano wyroki na 2810 osobach; w tym samym okresie w więzieniach zmarło 20439 osób.ND, ab, PAP