Amerykanom nie uda się próba podziału talibów w Afganistanie i Pakistanie na umiarkowanych i nieprzejednanych, oraz dokooptowanie tych pierwszych do oficjalnego życia politycznego – pisze „Guardian”, powołując się na rzecznika talibów i afgańskich opozycjonistów.
W niedawnym wywiadzie dla „New York Timesa" prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama ocenił, że „elementem sukcesu w Iraku było otwarcie na ludzi, których uważaliśmy za islamskich fundamentalistów, ale którzy byli skłonni współpracować z nami, ponieważ oddalili się od taktyki Al-Kaidy". „Podobne możliwości mogą pojawić się w Afganistanie i Pakistanie” – dodał.
Prezydent USA przyznał też, iż wojna w Afganistanie nie idzie po myśli Waszyngtonu.
Jego propozycję skrytykował cytowany przez „Guardiana" były afgański minister finansów Aszraf Ghani, który zamierza kandydować w wyborach prezydenckich w sierpniu. Jego zdaniem „proces pokojowy negocjowany ze słabej pozycji lub w sytuacji impasu" nigdy się nie udaje. W szczególności nie uda się Amerykanom w Afganistanie, ponieważ talibowie są przekonani, iż w konflikcie są silniejszą stroną.
Z kolei w opinii rzecznika talibów Kariego Jusufa Ahmadiego, z którym gazeta rozmawiała telefonicznie, otwarcie Obamy jest oznaką słabości Stanów Zjednoczonych.
„Mówią, że chcą rozmawiać z umiarkowanymi talibami, ale nie będą w stanie znaleźć takich ludzi, ponieważ jesteśmy zjednoczeni wokół takich celów, jak walka o wolność i wprowadzenie do Afganistanu systemu islamskiego" – oświadczył Ahmadi.
Wypowiedź Obamy – zdaniem talibskiego rzecznika – dowodzi, iż „Amerykanie są zmęczeni wojną i zaniepokojeni".
Były doradca legendarnego przywódcy mudżahedinów Ahmada Szaha Masuda, Harun Mir, sądzi, iż pojednanie mogło było być „wielką ideą" w latach 2003-2004, gdy rząd w Kabulu więcej znaczył. Obecnie to talibowie są silniejsi i nie mają powodów, by wspierać proamerykańskie władze – ocenił.
Zdaniem innego brytyjskiego dziennika, „Daily Telegraph", obok zabiegów mających na celu przyciągnięcie umiarkowanych talibów do stołu rozmów, drugim elementem nowej taktyki Waszyngtonu będzie nasilenie bombardowań z powietrza pakistańskich regionów plemiennych przez bezzałogowe samoloty.
„Będą rozmowy, ale wpierw talibów czeka wiele cierpień, po obu stronach granicy" – cytuje gazeta zachodniego dyplomatę.
Nasilenie nalotów będzie wymagało większego współdziałania z pakistańskimi siłami bezpieczeństwa – zauważa gazeta.
Do terenów „oczyszczonych z talików" mają zostać skierowane elitarne jednostki pakistańskiej policji, których zadaniem będzie niedopuszczenie do powrotu islamistów. Paramilitarny pakistański korpus ochrony granicy ma zostać przeszkolony w taktyce wojny antypartyzanckiej.
PAP
Prezydent USA przyznał też, iż wojna w Afganistanie nie idzie po myśli Waszyngtonu.
Jego propozycję skrytykował cytowany przez „Guardiana" były afgański minister finansów Aszraf Ghani, który zamierza kandydować w wyborach prezydenckich w sierpniu. Jego zdaniem „proces pokojowy negocjowany ze słabej pozycji lub w sytuacji impasu" nigdy się nie udaje. W szczególności nie uda się Amerykanom w Afganistanie, ponieważ talibowie są przekonani, iż w konflikcie są silniejszą stroną.
Z kolei w opinii rzecznika talibów Kariego Jusufa Ahmadiego, z którym gazeta rozmawiała telefonicznie, otwarcie Obamy jest oznaką słabości Stanów Zjednoczonych.
„Mówią, że chcą rozmawiać z umiarkowanymi talibami, ale nie będą w stanie znaleźć takich ludzi, ponieważ jesteśmy zjednoczeni wokół takich celów, jak walka o wolność i wprowadzenie do Afganistanu systemu islamskiego" – oświadczył Ahmadi.
Wypowiedź Obamy – zdaniem talibskiego rzecznika – dowodzi, iż „Amerykanie są zmęczeni wojną i zaniepokojeni".
Były doradca legendarnego przywódcy mudżahedinów Ahmada Szaha Masuda, Harun Mir, sądzi, iż pojednanie mogło było być „wielką ideą" w latach 2003-2004, gdy rząd w Kabulu więcej znaczył. Obecnie to talibowie są silniejsi i nie mają powodów, by wspierać proamerykańskie władze – ocenił.
Zdaniem innego brytyjskiego dziennika, „Daily Telegraph", obok zabiegów mających na celu przyciągnięcie umiarkowanych talibów do stołu rozmów, drugim elementem nowej taktyki Waszyngtonu będzie nasilenie bombardowań z powietrza pakistańskich regionów plemiennych przez bezzałogowe samoloty.
„Będą rozmowy, ale wpierw talibów czeka wiele cierpień, po obu stronach granicy" – cytuje gazeta zachodniego dyplomatę.
Nasilenie nalotów będzie wymagało większego współdziałania z pakistańskimi siłami bezpieczeństwa – zauważa gazeta.
Do terenów „oczyszczonych z talików" mają zostać skierowane elitarne jednostki pakistańskiej policji, których zadaniem będzie niedopuszczenie do powrotu islamistów. Paramilitarny pakistański korpus ochrony granicy ma zostać przeszkolony w taktyce wojny antypartyzanckiej.
PAP