O sobotnim ataku na brytyjską bazę wojskową w Irlandii Północnej, w którym zginęło dwóch żołnierzy i czterech ludzi zostało rannych pisze brytyjski dziennik „Independent”. Autor komentarza redakcyjnego, David McKittrick, zastanawia się jak do tego mogło dojść, w kraju, który ma podpisany rozejm i w którym podobno panuje pokój.
Autor komentarza pisze, że odpowiedź na te pytania polega na tym, że w Belfaście panuje pokój, ale nie jest on całkowity. Ponad 90 procent populacji popiera proces pokojowy, główny nurt IRA jest martwy, a większość lojalistów milczy. Jednak kilku republikanów nadal wierzy w to, w co już dawno przestała wierzyć stara IRA i współczesna partia Sinn Fein – że bomby i strzelanina zmuszą Brytyjczyków do wycofania się z Irlandii Północnej.
Ostatni atak to tylko jeden z serii zamachów, mających na celu zabicie członków sił bezpieczeństwa. Dysydenci potrzebowali dziesiątek ataków, by spełnić swoją ambicję, a teraz będą świętować, że udało im się zabić dwóch żołnierzy.
Ugrupowania te to odpryski starej IRA, jednak są one w porównaniu do niej maleńkie. Nikt nie wierzy w to, by udało im się osiągnąć wyznaczony cel.
Brakuje im poparcia społecznego, środków finansowych, ludzi, amunicji i sprzętu. Mogą się co najwyżej porywać na sporadyczne zamachy bombowe i osiągnąć to, co tylko one nazywają sukcesem, pisze dziennik.
Ostatni atak to tylko jeden z serii zamachów, mających na celu zabicie członków sił bezpieczeństwa. Dysydenci potrzebowali dziesiątek ataków, by spełnić swoją ambicję, a teraz będą świętować, że udało im się zabić dwóch żołnierzy.
Ugrupowania te to odpryski starej IRA, jednak są one w porównaniu do niej maleńkie. Nikt nie wierzy w to, by udało im się osiągnąć wyznaczony cel.
Brakuje im poparcia społecznego, środków finansowych, ludzi, amunicji i sprzętu. Mogą się co najwyżej porywać na sporadyczne zamachy bombowe i osiągnąć to, co tylko one nazywają sukcesem, pisze dziennik.