Rzecznik zapowiedział też, że wszyscy, którzy grali w piłkę zamiast głosować, poniosą kary finansowe, tak jak to przewiduje regulamin Sejmu.
"To prawda, rzeczywiście, tak się złożyło. Zawiodła komunikacja między klubem parlamentarnym a kancelarią premiera" - powiedział Graś pytany, czy rzeczywiście premier grał w piłkę zamiast głosować.
"Jesteśmy przyzwyczajeni do rutyny piątkowych głosowań w Sejmie. W czwartkowe późne wieczory premier - jeśli czas mu na to pozwala - stara się trenować, dbać o kondycję. Tutaj sam muszę się przyznać, że również nie wiedziałem o czwartkowym bloku głosowań" - podkreślił rzecznik rządu.
Jak zapewnił, chociaż rzeczywiście Donald Tusk w czwartek nie wziął udziału w głosowaniach, to uczestniczy w nich zawsze, jeśli tylko pozwalają mu na to obowiązki szefa rządu.
"Jest to wpadka, wpadka komunikacyjna, za którą przepraszamy. Obiecujemy, że taka sytuacja nie będzie więcej mieć miejsca" - podkreślił Graś w późniejszej rozmowie z dziennikarzami w Sejmie.
Według rzecznika nie ma cienia wątpliwości, że sytuacja zostanie przez opozycję "wykorzystana do bólu i do samego końca". "Nasze stanowisko jest jasne - ta sytuacja nie powinna mieć miejsca. Wnioski i konsekwencje zostaną wyciągnięte. Więcej się to nie powtórzy" - dodał Graś.
Zgodnie z Regulaminem Sejmu, marszałek zarządza obniżenie uposażenia i diety parlamentarnej albo jednego z tych świadczeń o 1/30 (około 300 złotych) za każdy dzień nieusprawiedliwionej nieobecności na posiedzeniu Sejmu lub za niewzięcie w danym dniu udziału w więcej niż 1/5 głosowań. Konsekwencji finansowej nie ma, jeśli przyjęte zostanie usprawiedliwienie posła.
Graś powiedział, że "oczywistym" jest, iż wszyscy nieobecni na głosowaniach poniosą karę finansową. "To jest oczywiste - nie ma usprawiedliwienia dlatego, że w tym czasie nie było żadnych innych obowiązków poselskich ani rządowych, więc ci, którzy w tych głosowaniach nie brali udziału, poniosą finansowe konsekwencje" - powiedział rzecznik rządu.
Dopytywany, czy te konsekwencje będą dotyczyć także premiera, Graś powiedział: "tym razem będzie (to) dotyczyło wszystkich".
"Gazeta Wyborcza" napisała w poniedziałek, że Donald Tusk w czwartkowy wieczór grał w piłkę z kolegami z rządu i Sejmu: posłem Romanem Koseckim, szefem MSWiA wicepremierem Grzegorzem Schetyną i szefem kancelarii premiera Tomaszem Arabskim.
Drużynę premiera na boisku przyłapała ekipa programu TVN "Teraz my". W tym czasie Sejm głosował m.in. nad wetem prezydenta wobec ustaw o funduszach dożywotnich emerytur kapitałowych i informacją rządu o sytuacji budżetu państwa - przypomina "GW".
Prezydent Lech Kaczyński proszony podczas poniedziałkowej konferencji prasowej o komentarz do tej sprawy, żartował: "Jaki był wynik? Wygrał premier? Strzelił parę bramek, czy nie?". "No, jak państwo nie wiecie, to skąd ja mogę wiedzieć" - dodał prezydent, zwracając się do dziennikarzy.
"Ręce opadają" - skomentował z kolei rzecznik PiS Adam Bielan. "W momencie kiedy są ważne głosowania w Sejmie pan premier nie tylko sam gra w piłkę, ale wyciąga z Sejmu kilku ważnych polityków" - mówił Bielan w Radiu ZET. Argument, że premier nie zdawał sobie sprawy, iż w czwartek odbędą się głosowania, rzecznik PiS nazwał "żenującym tłumaczeniem".
"Marszałkiem Sejmu jest kolega partyjny pana premiera Tuska, który, zdaje się, nie przejawia takiej pasji, jak pan premier jeśli chodzi o grę w piłkę. On już we wtorek informował o tym, że będą głosowania w czwartek wieczorem" - zaznaczył Bielan.
Szef klubu Lewicy Wojciech Olejniczak, pytany o mecz Tuska, ironizował zaś: "nie znam wyniku, ale muszę powiedzieć, że rezultat jest niekorzystny dla PO". Według niego, widać wyraźnie, że "na boisku Platformy Obywatelskiej brak dobrej organizacji i brak dobrego rozgrywającego".
"Jeżeli marszałek Sejmu planuje głosowanie w czwartek wieczorem, kiedy pan premier gra w piłkę i premier nie przychodzi na głosowania, to widać, że tutaj ta piłka jest źle rozgrywana, w efekcie czego PO strzeliła sobie gola" - mówił szef klubu Lewicy.
pap, keb