Dodatkowo w ramach strategicznego odwodu kolejnych 200áżołnierzy ma być przygotowanych w kraju do przerzucenia do Afganistanu i krótkotrwałego działania tam.
W prowincji Ghazni, za którą odpowiadają Polacy, spodziewany jest wzrost zagrożenia. Ma to związek m.in. z planowanymi na sierpień wyborami prezydenckimi w Afganistanie, a także prowadzeniem przez Amerykanów wzmożonych działań w sąsiednich prowincjach.
Jest właściwie przesądzone, że wniosek rządu zyska akceptację prezydenta. Szef BBN Aleksander Szczygło sam zwracał się pod koniec lutego do szefa MON Bogdana Klicha z sugestią rozważenia możliwości zwiększenia polskiego kontyngentu w Afganistanie m.in. ze względu na skomplikowaną sytuację w naszej prowincji.
Na początku marca szef MON informował, że resort obrony planuje wysłanie do Afganistanu dodatkowych śmigłowców. W ramach kontyngentu polskie wojsko dysponuje tam obecnie ośmioma śmigłowcami - czterema transportowymi Mi-17 i czterema szturmowymi Mi-24. Jak mówił Klich, planowane jest wysłanie dwóch dodatkowych Mi-24.
Szef MON zapowiadał także na początku marca podczas wizyty w Afganistanie stworzenie w kraju strategicznego odwodu. Minister przypominał wówczas, że w ostatnim czasie podjęto decyzję o zmianie struktury kontyngentu i zwiększeniu w nim liczby pododdziałów bojowych, kosztem innych. Potwierdzał, że w myśl nowych zaleceń żołnierze mają w większym stopniu niż dotychczas prowadzić działania zaczepne, a przegrupowywanie zespołu operacji specjalnych z Kandaharu do Ghazni trwa.
W ubiegłym tygodniu minister oficjalnie poinformował o planach zwiększenia kontyngentu.
W komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu wydanym po posiedzeniu Rady Ministrów poinformowano, że wydatki związane ze zwiększeniem kontyngentu wyniosą ok. 35,08 mln zł. Jak podano, są to koszty osobowe dodatkowych 400 osób; zostaną pokryte z budżetu MON.
Premier Donald Tusk pytany na konferencji po posiedzeniu rządu o zwiększenie kontyngentu w kontekście oszczędności budżetowych odparł, że "wzmocnienie kontyngentu będzie w ramach finansowych możliwości ministra obrony narodowej". Zapewnił, że "w drugiej połowie roku, jeśli się okaże, że będzie potrzeba wzmocnienia także finansowego, to oczywiście nie będziemy oszczędzać na bezpieczeństwie żołnierzy".
Decyzją szefa MON dotychczasowy dowódca sił zadaniowych IV zmiany PKW płk Rajmund Andrzejczak pozostanie na stanowisku także w ramach kolejnej piątej zmiany. Wcześniej planowano, że stanowisko to obejmie płk Wiesław Kałkowski.
Informację, która w środowisku wojskowych budzi wiele dyskusji, potwierdził PAP we wtorek rzecznik resortu obrony Robert Rochowicz. Podała ją na swojej stronie internetowej "Polityka".
Wieczorem Rochowicz wyjaśnił motywy pozostawienia płk. Andrzejczaka na dotychczasowym stanowisku. Jak poinformował, oficer ten "jest wysoko oceniany przez dowództwo ISAF, zdobył bezcenne doświadczenie w kierowaniu żołnierzami w terenie, ma pełną świadomość możliwych zagrożeń i sposobów przeciwdziałania im. Nawiązał ponadto dobre kontakty z lokalnymi władzami w prowincji Ghazni, co ma olbrzymie znaczenie przed zaplanowanymi na sierpień wyborami prezydenckimi w Afganistanie".
Z informacji PAP ze źródeł zbliżonych do armii wynika, że płk Kałkowski był we wtorek na spotkaniu u Dowódcy Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka, gdzie usłyszał podziękowania za zaangażowanie w przygotowanie kolejnej zmiany kontyngentu.
Płk Kałkowski pozostanie na dotychczas zajmowanym stanowisku tj. szefa sztabu 1. Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej.
Gen. Janusza Adamczaka, który jest obecnie w Afganistanie zastępcą dowódcy RC East ds. koalicji (CJTF RC-E DCOM), zastąpi na piątej zmianie gen. Andrzej Knap.ND, ab, PAP, keb