To reakcja na słowa premiera Donalda Tuska, który mówił w piątek, że to prezydent reprezentuje Polskę na jubileuszowym szczycie NATO w Niemczech i we Francji. "Sprawa jest trochę w jego rękach" - mówił szef rządu. Ale - jak dodał - nie chce na prezydenta zrzucać całej odpowiedzialności za efekt końcowy.
Jak argumentował Kownacki, nie można twierdzić, że decyzja w sprawie nowego szefa NATO zapada na dwudniowym szczycie, gdyż od dawna toczą się zakulisowe rozmowy.
"Mówienie, że to prezydent reprezentuje Polskę na szczycie i dlatego on podejmie tę decyzję, jest zwyczajnym oszukiwaniem ludzi" - stwierdził minister.
Dodał, że trudno mu pogodzić się z tym, że przedstawiciele najwyższych władz państwa bez skrępowania wprowadzają w błąd opinię publiczną.
W piątek wieczorem rozpoczyna się dwudniowy szczyt NATO, na którym odbędzie się dyskusja w sprawie następcy obecnego szefa Sojuszu Jaapa de Hoop Scheffera, którego kadencja kończy się w lipcu.
Szef Kancelarii Prezydenta zaznaczył, że jeszcze niedawno były sygnały, że być może nie dojdzie do decyzji na szczycie w sprawie następcy Scheffera. "Z kolei najświeższe sygnały są takie, że jednak chyba dojdzie" - dodał.
Podkreślił także, że Lech Kaczyński zawsze wypowiadał się korzystnie o kandydaturze Sikorskiego na nowego sekretarza generalnego NATO.
Jednak osoba z najbliższego otoczenia Lecha Kaczyńskiego powiedziała, że z rozmów prezydenta z przywódcami NATO nie wynikało, że Sikorski ma duże poparcie w boju o stanowisko szefa Sojuszu. "Nie wyglądało, żeby wśród głównych państw NATO miał mocne szanse w którymkolwiek momencie" - twierdzi źródło.
Ale - jak jednocześnie dodaje bliski współpracownik prezydenta - gdyby się okazało na szczycie Sojuszu, że szef polskiej dyplomacji ma szanse liczyć się w grze o stanowisko sekretarza generalnego, to Lech Kaczyński oczywiście go poprze.
Z kolei Kownacki ocenił, że błędem było to, że o kandydaturze Sikorskiego tak wcześnie zaczęło być głośno w mediach. "Tak wczesne, głośne zgłaszanie jakiejś kandydatury jest zwykle po to, żeby ją utopić" - powiedział.
W ocenie szefa prezydenckiej kancelarii, nie może być też tak, że od początku sprawowania urzędu premiera Donald Tusk podkreśla, iż "polityka zagraniczna jest domeną rządu i robi wszystko, aby ograniczyć działalność zagraniczną prezydenta".
"Przez czas ten okres rząd nie wykonuje konstytucyjnego obowiązku współdziałania z głową państwa, a na zakończenie się mówi, że to prezydent odpowiada za to, czy będzie czy nie będzie jakieś stanowisko w strukturach międzynarodowych zajęte przez Polaka" - stwierdził szef prezydenckiej kancelarii.
"Po prostu uważam, że również obłuda i hipokryzja powinny mieć jakieś granice, tak daleko już nie powinny się posuwać" - podsumował Kownacki.ab, pap