Merkel, której towarzyszył niemiecki minister obrony Franz-Josef Jung, wylądowała w mieście Kunduz na północy Afganistanu. Stacjonuje tam ok. 700 niemieckich żołnierzy. Następnie odwiedziła kwaterę główną sił Bundeswehry w Mazar-i-Szarif.
Tuż po opuszczeniu przez delegację rządową obozu polowego Bundeswehry w Kunduzie doszło do ostrzału rakietowego. Rzecznik talibów Sabiullah Mudżahid poinformował portal internetowy "Spiegel Online", że celem ostrzału była niemiecka kanclerz. Talibowie mieli wiedzieć o utrzymywanej w tajemnicy wizycie Merkel.
Przedstawiciele Bundeswehry określili jednak twierdzenia talibskiego rzecznika "kompletną bzdurą". W chwili, gdy na obóz polowy w Kunduzie spadły dwie rakiety, śmigłowiec z kanclerz Niemiec był w powietrzu od około 20 minut. Ostrzał nie wyrządził szkód.
Podczas swojej wizyty Merkel wyraziła optymizm co do rozwoju sytuacji w kraju. "Jest nadzieja" - powiedziała po wizycie w obozie polowym w Kunduzie. Jednak jej zdaniem środki bezpieczeństwa muszą być jeszcze wzmocnione. Duże znaczenie w tym względzie ma rozbudowa afgańskich sił bezpieczeństwa.
Merkel uważa, że także na względnie spokojniejszej północy kraju Afgańczycy nie są w stanie samodzielnie zapewnić bezpieczeństwa. Dlatego w nadchodzących latach będą potrzebowali obecności Bundeswehry.
Niemiecka kanclerz chciałaby również wzmocnić współpracę między Bundeswehrą i organizacjami pozarządowymi działającymi w regionie przy odbudowie kraju.
Przypomniała również, że żołnierze niemieccy stacjonujący w tym regionie również uczestniczyli w niebezpiecznych misjach.
Była to druga wizyta kanclerz Niemiec w Afganistanie od 2007 roku.ab, ND, pap