"Są zarzuty, że ten projekt jest niedoskonały. Żeby był doskonały trzeba nad nim pracować" - zaznaczyła posłanka odnosząc się do ostrej krytyki, jakiej projekt poddały środowiska twórcze.
Szefowa sejmowej komisji kultury Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) odpowiedziała z kolei na często pojawiające się pytanie: kto stoi za projektem i kto go napisał. Posłanka podkreśliła, że projekt składa się z trzech elementów: zrębów dokumentu przygotowanego przez zespół pracujący przy resorcie kultury, elementów poprzedniego projektu ustawy medialnej, która została zawetowana przez prezydenta, jako autorów ustawy wymieniła także podpisanych pod nią posłów.
"I tacy są autorzy i szkoda czasu, aby w kółko zadawać to samo pytanie, bo tu tajemnic żadnych nie ma i nigdy nie było" - podkreśliła Śledzińska-Katarasińska. Według niej problem autorstwa projektu to nieporozumienie, podobnie jak mówienie o projekcie w taki sposób, jakby miał on zastąpić obecną ustawę o radiofonii i telewizji, a nie jedynie ją dopełnić.
Za jeden z najistotniejszych celów nowej ustawy uznała wprowadzenie przejrzystych zasad wyboru władz mediów publicznych. Przypomniała, że projekt zakłada m.in. wymóg co najmniej dwóch rekomendacji dla kandydatów na członków KRRiT (pochodzących od uczelni lub środowisk twórczych), zaś tak wybrana KRRiT ma organizować jawne konkursy na członków rad nadzorczych TVP i Polskiego Radia, które zastąpią konkurs między "notesikami członków KRRiT".
"Nie ma już bardziej demokratycznej procedury - nie ma i nie będzie" - podkreśliła Śledzińska-Katarasińska.
Szefowa sejmowej komisji kultury argumentowała też, że nie da się dłużej utrzymać abonamentu rtv. Jak tłumaczyła - dwie trzecie polskich rodzin korzysta już z płatnego przekazu telewizji kablowej lub satelitarnej i trudno im zrozumieć, dlaczego dodatkowo mieliby płacić za korzystanie z odbiornika.Ten projekt jest na razie półfabrykatem - musimy nadać mu kształt brylanciku - mówił podczas środowej debaty w Sejmie nad projektem ustawy medialnej Jerzy Wenderlich (Lewica). Według niego doprecyzowania wymagają m.in. przepisy dotyczące licencji programowych, czy przekształcenia oddziałów TVP w niezależne spółki.
Licencje programowe Wenderlich wymienił jako jedną z największych wartości projektu, jednak określił je jako "zbyt restrykcyjne". "Bo jeśli wcześniej będzie można ustalić porę dnia pierwotnej emisji audycji, no to na miłość boską po co pan poseł Kazimierz Kutz ma już dziś wiedzieć, co będzie za cztery lata oglądał w telewizji na Sylwestra. Nie róbmy aż takich sztywnych zapisów" - argumentował poseł.
Przemyślenia - według Wenderlicha - wymaga też propozycja przekształcenia oddziałów TVP w niezależne spółki. "Może rzeczywiście nie od razu to należy robić - tu się zgadzamy z PO - może dać jakieś dłuższe vacatio legis" - zaznaczył.
Lewica popiera budżetowe finansowanie TVP i Polskiego Radia zamiast abonamentu rtv. "Ten ciężar rzeczywiście trzeba zdjąć z obywateli i potraktować jako obowiązek państwa podobny jak łożenie na oświatę" - powiedział Wenderlich.
Sprzeciwił się natomiast wykreśleniu - jak powiedział - "ze złej woli albo z braku wyobraźni" z obecnej ustawy o radiofonii i telewizji przepisu mówiącego o finansowaniu przez TVP polskiej kinematografii. "O to trzeba się upomnieć, to trzeba wpisać" - powiedział.
Zdaniem Wenderlicha nie można też lekceważyć zarzutów, które padają pod adresem projektu ze strony środowisk twórczych.
"Ta ustawa jest półfabrykatem - półfabrykatem, czyli produktem wstępnie obrobionym i musimy mu nadać kształt brylanciku i wierzę, że to jest możliwe" - powiedział Wenderlich.
"Te media publiczne muszą być tak opisane prawem, by nie zdarzały się już sytuacje, by nie zdarzały się moralne powody, żeby udziału w mediach publicznych czy występu czy oddawania tym mediom praw do swojej twórczości odmawiały takie autorytety jak wybitny reżyser Krzysztof Krauze" - dodał nawiązując do ogłoszonego przez reżysera bojkotu TVP.ab, pap