Po 28 latach od tej zbrodni - trzyosobowy skład Sądu Najwyższego oddalił kasacje obrony 13 skazanych członków plutonu specjalnego ZOMO.
Adwokaci chcieli, by SN uchylił prawomocne wyroki wobec ich klientów i albo ich uniewinnił, albo też zwrócił ich sprawy sądowi I lub II instancji. Według nich zomowcy działali "na rozkaz", strzelali tylko w powietrze i "w obronie koniecznej", i są ofiarami "odpowiedzialności zbiorowej".
Utrzymania wyroków skazujących domagali się prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. Były za tym także rodziny zabitych górników oraz jeden z nich, ranny w 1981 r.
SN uznał argumenty obrony za niezasadne. "Wyroki sądów niższych instancji są zgodne z prawem; tym samym zasadnie przypisano oskarżonym odpowiedzialność za zarzucone czyny" - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Dariusz Świecki.
Według SN sądy dwóch instancji słusznie uznały, że zomowcy broni użyli bezprawnie, gdyż strzelając, nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali strzały z "bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo, bo mogli się bezpiecznie wycofać z kopalni.
SN podkreślił, że obrażenia górników świadczą, że "strzały były mierzone", bo spośród 9 zabitych górników, 4 trafiono w głowę, 1 - w szyję, 2 - w pierś, 2 - w brzuch, a spośród rannych tylko 2 doznało ran od rykoszetów. "Taki sposób użycia broni wskazuje na zamiar" - dodał sędzia Świecki. "Tylko dlatego, że nie można dziś ustalić, kto do kogo konkretnie celował, nie odpowiadają oni dziś za zabójstwo" - mówił. Podkreślił, że słusznie uznano ich za winnych "udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym". Dodał, że w PRL "zrobiono wiele", aby zatrzeć ślady zbrodni.
"Członkowie plutonu specjalnego działali na rozkaz - gdy ich dowódca Romuald Cieślak powiedział +chłopaki, walimy+ i sam zaczął strzelać, był to rozkaz wydany w warunkach stanu wojennego. Za jego niewykonanie groziła im wówczas odpowiedzialność karna" - mówił sędzia Świecki.
Zdaniem SN górnicy działali legalnie, organizując strajk i tylko bronili się w swej kopalni przed atakiem milicji i wojska. SN podkreślił, że zomowcy działali "na rozkaz", myśląc, że likwidują nielegalny strajk, zgodnie z dekretem o stanie wojennym. SN podkreślił zaś, że między 13 a 17 grudnia 1981 r. dekret ten nie obowiązywał formalnie, bo nie został w tym czasie zgodnie z prawem opublikowany w "Dzienniku Ustaw" (zaczęto go drukować dopiero 17 grudnia, a potem nadano mu wsteczną datę - PAP). "Wtedy nikt nie mógł przypuszczać, że akt ten nie obowiązuje" - dodał sędzia Świecki.
Sędzia SN Jan Rychlicki mówił, że kasacje częściowo nie spełniały wymogów formalnych. Odnosząc się do podniesionej w kasacjach kwestii przedawnienia czynu zomowców, sędzia SN Jacek Sobczak podkreślał, że ustawodawca może wydłużać czas biegu przedawnienia, gdy takie przedawnienie jeszcze nie nastąpiło, zwłaszcza tych przestępstw, które nie mogły być wcześniej ścigane z przyczyn politycznych. Właśnie takie regulacje wprowadziła ustawa o IPN, stanowiąc że zbrodnie komunistyczne nie przedawniają się na ogólnych zasadach. Sobczak dodał, że sądy słusznie uznały czyn zomowców za taką zbrodnię.
W czerwcu 2008 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał prawomocnie 14 b. zomowców, którzy brali udział w pacyfikacji. SA złagodził orzeczoną przez Sąd Okręgowy w Katowicach karę dla Cieślaka - z 11 do 6 lat więzienia. Zaostrzył kary pozostałym 13 zomowcom, którzy dostali od 4 lat do 3,5 roku więzienia. Sprawę jednego umorzono; uniewinniono b. wiceszefa Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach Mariana Okrutnego, a 17. oskarżony ma być ponownie sądzony. Część skazanych odbywa już kary.
Od początku kontrowersje budziło zakwalifikowanie czynów zarzucanych oskarżonym jako udziału w pobiciu górników z użyciem niebezpiecznego narzędzia (czyli broni palnej) i ze skutkiem śmiertelnym - grozi za to 10 lat więzienia. Nie można było im zarzucić ani zabójstwa, ani pobicia ze skutkiem śmiertelnym, bo wtedy trzeba ustalić, który konkretnie oskarżony strzelał do którego górnika - a to było niemożliwe wskutek, jak podkreślały sądy, matactw władz PRL zaraz po tragedii w kopalni oraz zmowy milczenia oskarżonych. Dlatego SA nie zgodził się na skazanie Cieślaka i Okrutnego za sprawstwo kierownicze zabójstwa.
W maju 2007 r. sąd okręgowy skazał 15 zomowców na kary od 11 lat do 2,5 roku, uznając, że wszyscy są winni zbrodni komunistycznej. W dwóch wcześniejszych procesach b. milicjantów, sąd I instancji bądź ich uniewinniał, bądź umarzał wobec nich postępowania. Oba te orzeczenia uchylał potem sąd apelacyjny.
Na kasacje zdecydowało się 13 skazanych; jeden z nich, Edward Ratajczyk, zmarł wprawdzie już po jej złożeniu, ale i kasację jego obrońcy SN rozpoznał (jako złożoną "na korzyść").
W kasacjach obrońcy zarzucali sądom obu instancji "rażące naruszenie prawa procesowego i materialnego". Twierdzili m.in., że zomowcy działali "na rozkaz" i nie mieli świadomości bezprawności swych działań; że nie można mówić o ich "winie umyślnej"; że strzelali tylko w powietrze i "w obronie koniecznej"; że jeden ze skazanych w ogóle nie używał broni w "Wujku", a inny nie brał udziału w starciach; że sądy dokonały złej interpretacji prawa; że kary były "niewspółmierne".
Mec. Michał Konieczyński, adwokat Cieślaka (odbywa już karę), twierdził, że wobec jego klienta wyrok zapadł tylko dla "społecznego interesu karania". "Oni weszli do kopalni by, jak sądzili, przywrócić porządek, a to nie miało charakteru zbrodniczego" - mówił w SN.
Obrońca chciał, by ustalono, czy Cieślak działał w ramach obowiązków służbowych, czy takie działanie jest zbrodnią komunistyczną i czy nie uległo ono przedawnieniu. Obrońca wniósł by SN spytał Trybunał Konstytucyjny o zbadanie pojęcia "zbrodnia komunistyczna". Według adwokata, jest ono nieprecyzyjne i pozwala na "zbyt daleko idące rozbieżności interpretacyjne". Podkreślał, że wprowadzono je do polskiego prawa gdy proces już trwał, i dlatego nie powinien mieć tu zastosowania.
"Jest bardzo prawdopodobne, że mój klient nie strzelał, bo ruszyło go sumienie" - mówił przed SN obrońca Józefa Raka, mec. Kazimierz Mitas. Powołując się na tzw. zeznania taterników, dowodził, że Rak został z tego powodu usunięty z funkcji dowódcy drużyny w plutonie. "Jeśli nie strzelał, to jest bohaterem, a mój wniosek o jego uniewinnienie jest całkowicie uzasadniony" - dodał.
Obrońca innych oskarżonych mówiła, że nie wiadomo, skąd padły strzały i czy nie strzelały inne jednostki obecne wokół kopalni. Kolejny obrońca dowodził, że jego klient nie mógł wiedzieć, iż dekret o stanie wojennym był antydatowany i z tego powodu odmówić udziału w akcji w kopalni.
Prokurator Zbigniew Siejbik wniósł o oddalenie wszystkich kasacji, dowodząc że sądy nie popełniły żadnych błędów. "W przeważającej części kasacje są całkowicie bezzasadne" - mówił. Podkreślał, że ich autorzy traktują SN, jakby był on kolejną instancją, przed którą można by kwestionować materiał dowodowy.
Oddalenia kasacji jako nie spełniających wymogów formalnych żądał także pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych (czyli rodzin zabitych) mec. Janusz Margasiński. "Są one najczęściej tylko polemiką z sądami" - dodał. "To były zaplanowane akcje po to by zabić i zastraszyć, aby nie strajkowano przeciw stanowi wojennemu" - mówił adwokat. Podkreślił, że oskarżyciele nie są zadowoleni jeśli chodzi o kwalifikację prawną czynu zomowców.
Zarówno prokurator, jak i pełnomocnik sprzeciwili się wnioskowi obrony by SN wystąpił z pytaniem prawnym do TK.
Po wyroku mec. Konieczyński nie chciał przesądzić, czy złoży skargę na Polskę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. "O tym zdecyduje mój klient" - powiedział mediom. Pytany czy to koniec sprawy, odparł, że można jeszcze złożyć skargę konstytucyjną co do pojęcia zbrodni komunistycznej.
Mec. Margasiński przyznał, że dochodzą go sygnały, że cześć skazanych szykuje wniosek do Strasburga. Krytycznie takie wystąpienie ocenia matka jednego z zabitych Janina Stawisińska, według której byłoby to dla Polski "wielkim wstydem i hańbą". "Mam nadzieję, że to już będzie koniec" - powiedziała.
Czesław Kłosek, którego zomowcy zranili w 1981 r. (żyje z kulą w ciele), mówił, że to dzień satysfakcji, ale cała sprawa trwała za długo.
Wkrótce warszawski sąd apelacyjny zbada umorzenie sprawy gen. Czesława Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci górników. W lipcu 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że karalność nieumyślnego - jak przyjęto - czynu b. szefa MSW z lat 80. przedawniła się w 1986 r., wobec czego sprawę umorzono. Prokuratura i oskarżyciele posiłkowi chcą uchylenia tego wyroku i ponownego procesu (trwa on od 1994 r.).
Od września 2008 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie trwa proces twórców stanu wojennego, w tym gen. Wojciecha Jaruzelskiego, Kiszczaka i Stanisława Kani. Ostatnia rozprawa odbyła się w początkach grudnia 2008 r.; proces ma być wznowiony 27 kwietnia.
Od 2006 r. przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie trwa proces trzech b. prokuratorów wojskowych oskarżonych o utrudnianie w latach 80. śledztwa w sprawie pacyfikacji Wujka". 5 maja w tym procesie ma zeznawać ostatni świadek.pap, keb