Tego dnia trybunał opublikował odpowiedź na pytanie Juszczenki, czy powołana w grudniu ubiegłego roku koalicja parlamentarna nie naruszyła konstytucji, pozostawiając u władzy rząd Julii Tymoszenko, utworzony przez wcześniejszą większość.
Sąd konstytucyjny orzekł, że powoływanie rządu jest jedynie prawem, a nie obowiązkiem koalicji.
"Oznacza to, że podstaw do przedterminowego wstrzymania pełnomocnictw Rady Najwyższej (parlamentu) nie ma" - oświadczył przedstawiciel parlamentu w Sądzie Konstytucyjnym, Anatolij Seliwanow.
Zdaniem komentatorów Juszczenko oczekiwał, że czwartkowa decyzja trybunału konstytucyjnego da mu prawo do ogłoszenia wcześniejszych wyborów parlamentarnych, wskutek których Tymoszenko straciłaby stanowisko szefowej rządu.
Do rozpadu koalicji Bloku premier Tymoszenko (BJuT) z blokiem Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona doszło we wrześniu ub. roku. W grudniu 2008 r. ugrupowania te powróciły do współpracy, rozszerzając jednak swą koalicję o Blok Wołodymyra Łytwyna.
Zmiany w składzie nowej większości nie pociągnęły za sobą żadnych zmian w rządzie, a Tymoszenko zachowała tekę premiera.
Rozwiązanie to nie spodobało się Juszczence, który obawia się, że obecna szefowa Rady Ministrów obejmie po nim stanowisko prezydenta.
Zgodnie z decyzją parlamentu wybory prezydenckie na Ukrainie mają odbyć się w październiku. Juszczenko nie zgadza się z tym terminem, gdyż uważa, że do wyborów powinno dojść dopiero w styczniu 2010 roku, po pięciu latach od czasu, gdy złożył przysięgę prezydencką.
Obserwatorzy twierdzą także, że dążąc do nowych wyborów parlamentu Juszczenko obawia się "zmowy" Bloku Tymoszenko z opozycyjną Partią Regionów Ukrainy byłego premiera Wiktora Janukowycza.
W Kijowie spekuluje się o tym, że ewentualne porozumienie między tymi dwoma ugrupowaniami mogłoby zaowocować zmianami konstytucji, wskutek których prezydent miałby być wybierany w parlamencie, a nie drogą powszechnych wyborów.
pap, keb