Jak poinformował kapitan Grzegorz Łyko z biura prasowego Marynarki Wojennej, w czwartek, podobnie jak w środę, z prowadzącego akcję okrętu ratowniczego Marynarki Wojennej ORP "Lech" zeszły pod wodę dwie ekipy nurków.
Jak zaznaczył Łyko, pracę utrudnia nurkom utrzymująca się nadal zła widoczność sięgająca zaledwie pół metra. Drugą przeszkodą jest fakt, że kuter jest przechylony na jedną z burt w taki sposób, że nie można dostać się do wejść prowadzących do jego wnętrza odpowiednio szerokich dla wyposażonych w sprzęt o dużych gabarytach nurków.
"W środę nurkowie odginali blachy przy jednym z mniejszych otworów w konstrukcji jednostki, by dostać się do środka. Ta próba zakończyła się niestety niepowodzeniem -mimo poszerzenia, otwór okazał się zbyt mały" - wyjaśnił Łyko.
W czwartek zapadła decyzja, by wybić bulaje, wprowadzić przez nie zamontowany na wysięgnikach sprzęt oświetleniowy oraz kamery i chociaż w taki sposób spróbować zbadać wnętrze kutra.
"To zadanie próbowały wykonać już dwie pary nurków" - powiedział Łyko, dodając, że nurek może zostać pod wodą jedynie około 40 minut, a potem przez kilka godzin przechodzi proces dekompresji.
Jak poinformował Łyko, być może w czwartek pod wodę zejdzie jeszcze trzecia ekipa. "Próbujemy wykorzystać maksymalnie dzisiejszy dzień, bo prognozy na jutro zapowiadają silne wiatry, które mogą uniemożliwić prace podwodne" - wyjaśnił kapitan.
ORP "Lech" wypłynął w poniedziałek z Gdyni. Udał się na wskazane przez duńskie służby ratownicze miejsce - na wschód od wyspy Bornholm, w którym na głębokości 68 metrów leży wrak.
Należący do grupy największych w polskiej flocie rybackiej WŁA-127 o długości 25,4 m zaginął 30 kwietnia. O godz. 2.16 sygnał przestał nadawać zamontowany na kutrze transponder satelitarnego systemu monitorowania ruchu statków rybackich VMS. Zaginiona jednostka z pięcioma rybakami na pokładzie znajdowała się wówczas w odległości 10 mil morskich na południowy wschód od portu w Nexo na wyspie Bornholm.
Kilkanaście godzin później w odległości 2 mil morskich na południowy wschód od latarni Dueodde, położonej na południowym wybrzeżu Bornholmu, znaleziono pustą pneumatyczną tratwę ratunkową z WŁA-127. Duńskie ratownictwo morskie wszczęło wówczas poszukiwania.
Kuter wyszedł 27 kwietnia z portu w Darłowie (Zachodniopomorskie) na łowisko koło Bornholmu, gdzie miał łowić szprota. Na łowisku przez radio kontaktował się z nim inny polski statek rybacki. W trakcie rozmowy WŁA-127 miał go informować o dobrych połowach i kłopotach z łącznością. Potem nie było już z nim kontaktu.
Załoga zaginionego statku nie wzywała pomocy. Żadnego sygnału nie nadały też zamontowane na nim, według właściciela jednostki, urządzenia - radiopława EPIRB i transponder radarowy - które samoczynnie powinny uruchomić się w momencie tonięcia statku, wskazując jego ostatnią pozycję.
Wrak kutra WŁA-127 odnaleziony został przez duńskie służby ratownicze 7 maja, ale w jego pobliżu nie znaleziono ciał.
ND, PAP