Poseł PiS przypomniał, że podkomisja powołana w lipcu przez sejmową komisję ds. służb specjalnych zajęła się wyjaśnianiem udziału specsłużb - szczególnie wojskowych - w aferze Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, "który jest oczywisty". Na ten ślad speckomisja miała natrafić w czasie badania nieprawidłowości związanych z udziałem Wojskowych Służb Informacyjnych w handlu bronią.
"Wystąpiliśmy do Ministerstwa Obrony Narodowej (któremu podlegają WSI), Agencji Wywiadu i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Sądu Okręgowego w Warszawie, prowadzącego sprawę FOZZ, o dokumentację. Wiemy, czego szukamy, potrzebowaliśmy jedynie dostępu do dokumentów" - powiedział Wassermann. Dodał, że podkomisji dobrze współpracuje się jedynie z sądem - otrzymała dostęp do wszystkiego, czego zażądali jej członkowie.
"Od MON i Agencji Wywiadu nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, a ABW, opowiadając się jak najbardziej za współpracą z komisją, zinterpretowała ustawę o agencji i uznała, że nie ma podstaw do udostępnienia materiałów ściśle tajnych komisji i dodała, że akta związane z FOZZ są zgromadzone na 22 tys. stron w 127 tomach rozsianych po całym kraju, więc proponują członkom podkomisji objazd po delegaturach w kraju, żeby do nich dotrzeć. W tych warunkach pełnienie przez komisję kontroli nad służbami jest niemożliwe" - oświadczył Wassermann.
Powołał się przy tym na ekspertyzy sporządzone dla komisji - wszystkie oprócz jednej mają potwierdzać, że speckomisja ma prawo żądać ściśle tajnych akt specsłużb, bo je kontroluje i musi mieć do tego instrumenty. Ostatnia ekspertyza ma z kolei wskazywać na sądową drogę dostępu do tajnych akt - przez I Prezesa Sądu Najwyższego. Wassermann przypomniał, że wszyscy członkowie speckomisji mają certyfikat poświadczający prawo dostępu do informacji o najwyższych klauzulach tajności.
Odnosząc się do procesu ws. FOZZ, Wassermann określił go mianem "farsy wymiaru sprawiedliwości", ponieważ są jego zdaniem podstawy, by twierdzić, że "służby specjalne wciąż są na tyle potężne, by skutecznie konkurować z sądem". Jako przykład podał zeznania świadków ws. FOZZ - powiązanych ze specsłużbami Jerzego Klemby i Cliffa Pineiry, którzy - jak ujął to poseł PiS - "mówią to, co chcą powiedzieć, zmierzają do realizacji celów motywowanych politycznie, a ich zeznania są ze sobą sprzeczne".
"Sąd już od dawna ma podstawy, by skierować przeciw nim doniesienie o składanie fałszywych zeznań" - uważa Wassermann. Dopatruje się on roli specsłużb także w tym, że temat oskarżeń przeciwko braciom Kaczyńskim (Pineiro i Klemba w krytykowanym filmie TVP "Dramat w trzech aktach" mówią, że finansowali Porozumienie Centrum m.in. z pieniędzy FOZZ; trwają procesy przeciwko nim i TVP wytoczone przez Kaczyńskich) powraca także z inspiracji służb specjalnych.
Sprawa FOZZ to największa nierozliczona afera, na której w latach 1989-1990 polskie państwo miało stracić 354 mln zł. Oskarżeni to, oprócz Żemka i Janiny Chim, prezes "Universalu" Dariusz Przywieczerski oraz trójka biznesmenów. Grozi im do 10 lat więzienia. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. Żemek przyznał na jednej z rozpraw, że miał związki z wojskowymi specsłużbami, jednym ze świadków w sprawie był też b. wiceszef WSI, płk Zenon Klamecki.
em, pap